https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sarny wybrały Myślęcinek zamiast lasu

Katarzyna Idczak
Siedem sarenek zimowało na terenie ogrodów działkowych w Myślęcinku. Są jak zwierzęta widmo.

Siedem sarenek zimowało na terenie ogrodów działkowych w Myślęcinku. Są jak zwierzęta widmo.

<!** Image 2 align=none alt="Image 170494" sub="W myślęcińskim zoo sarny podchodzą do ludzi. Te dziko żyjące nie czułyby się tu dobrze i uciekałyby na widok człowieka Fot. Dariusz Bloch">

Zimą pisaliśmy w „Expressie” o sarnie, która najprawdopodobniej miała złamaną nogę i hasała na otwartym terenie połączonych ogrodów „Transportowiec”, „Ustronie” i „Prasa”. Ale działkowcy opowiadają historie, o dwóch, trzech, a nawet siedmiu sztukach, które wpadły w podobną pułapkę. Weszły przez otwartą bramę na teren ogródków, a później nie mogły albo nie chciały znaleźć drogi powrotnej do lasu. Do dziś kilka z nich mieszka i rozrabia na działkach.

To się wydarzyło podczas wiosennych porządków w ogrodach „Prasa”. - Pieliłam grządki, a sąsiadka woła do mnie: „Uważaj!”. Prawie nad moimi plecami przeskoczyła jedna sarna, a druga pobiegła w inną stronę - wspomina pani Grażyna.

Nie wszystkie opowieści są jednak zabawne. Działkowcy skarżą się, że dzika zwierzyna rozkopuje ich ogrody i wyjada bulwy kwiatów. Gdzieniegdzie można też trafić na odchody nieproszonych gości. Sezon się rozpoczyna, a płoszone przez coraz większą liczbę ludzi sarny uciekają na oślep. W marcu jedna z nich, przeskakując płot, nadziała się na wystające pręty.

- Podobno widok był straszny. Miała rozpruty brzuch. Ktoś ją odstrzelił - opisuje Klara Dąbrowska, prezes ROD „Transportowiec”. - Próbowaliśmy coś z tym zrobić. Przez całą zimę główne bramy były otwarte, aby zwierzyna mogła swobodnie wyjść. Ale ona rokrocznie zimuje na działkach, bo ma tu pożywienie. Zgłaszałam problem pracownikom wydziału zarządzania kryzysowego, nadleśnictwa i zoo, ale wszędzie mnie odsyłano. Lekarz weterynarii, który pracuje na zlecenie ratusza, nie może się tym zająć, bo tereny działek znajdują się poza miastem, a koszty akcji musiałby ponieść ogród. Godzina pracy weterynarza kosztuje 300 zł. Poza tym jedynym wyjściem byłoby zwabienie saren i ich odstrzał. Szkoda zwierzaków, więc postanowiliśmy użyć małego fortelu. Rozłożymy kukurydzę - przysmak saren przy wyjściu i tuż za nim.

<!** reklama>

Problem z dziką zwierzyną pojawia się zawsze w sezonie zimowym. Zwierzęta cierpią, a ludzie nie wiedzą, co robić. - W przyszłości postaramy się opracować jakąś strategię. Spotkam się z działkowcami - zapowiada Adam Ferek, dyrektor ratuszowego wydziału zarządzania kryzysowego.

Problem w tym, że to człowiek wchodzi na teren zwierząt, a nie odwrotnie. - Masa ludzi chodzi po lasach wokół Myślęcinka, a zwierzyna jest płochliwa. Dlatego coraz częściej słyszymy o wypadkach z udziałem saren, jeleni czy dzików, które są wypychane z naturalnego środowiska - wyjaśnia Krzysztof Sztajnborn, nadleśniczy Nadleśnictwa Żołędowo. - W Żołędowie, w Niemczu czy na Osowej Górze mamy natomiast problem ze zbyt dużą populacją dzików. Rolnicy robią nasadzenia, na przykład kukurydzy, która jest dla nich źródłem białka i doskonałą bazą żerową. Dzięki temu mogą rozmnażać się przez cały rok.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski