https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Sami sobie szyjcie garsonki!

Katarzyna Kaczór
- Wszyscy pracodawcy to złodzieje i krwiopijcy, a wspiera ich imperialistyczny urząd pracy. Nie pójdziemy do szwalni! - burzą się krawcowe z naszego regionu. Ta praca im się nie kalkuluje.

- Wszyscy pracodawcy to złodzieje i krwiopijcy, a wspiera ich imperialistyczny urząd pracy. Nie pójdziemy do szwalni! - burzą się krawcowe z naszego regionu. Ta praca im się nie kalkuluje.

Image 26053- Wolimy być w domu z dziećmi niż szyć za 500 zł po 12 godzin dziennie. Proszę nie wierzyć pracodawcom, że możemy zarobić 1500 zł na rękę przez 8 godzin, chyba w snach - kpią kobiety. - W szwalniach „biedronkuje się” ludzi. Koleżanki siedzą tak długo, aż uszyją, co im się każe. W czasie kontroli, tylnymi drzwiami, po cichu, wyprowadzane są kobiety zatrudnione na czarno. A urząd pracy jeszcze śmie nakazywać nam stawienie się w jakimś zakładzie. Na uczciwe potraktowanie nie ma co liczyć i dlatego odmawiamy przyjęcia posady.

Zdesperowany pracodawca

Awantura zaczęła się po dramatycznym apelu właściciela bydgoskiej firmy krawieckiej „Ann-Mari”. - Poprosiłem o pomoc urząd pracy, bo stale mamy problemy ze znalezieniem chętnych do szycia - wyjaśnia Wojciech Butny. - Mamy zamówienia od zagranicznych kontrahentów, ale nie ma kto ich realizować. Jesteśmy zdesperowani. Ja nawet wyjechałbym z tego kraju, bo mam tego dość, ale zostałem ze względu na żonę. Mogę powiedzieć jedno - z kobietami pracuje się trudno.

Pracownik czy niewolnik?

Powiatowy Urząd Pracy w Bydgoszczy postanowił pomóc pracodawcom: - Zaczęliśmy wysyłać listy do pań - wyjaśnia Tomasz Zawiszewski, zastępca dyrektora PUP. - Nakazywaliśmy zgłoszenie się na rozmowę kwalifikacyjną, konkretnego dnia. W tym kraju obowiązuje przecież jakieś prawo. Odmowa przyjęcia zatrudnienia może się skończyć utratą statusu bezrobotnego, utratą zasiłku, a w ostateczności pozbawieniem na 3 miesiące prawa do bezpłatnej opieki medycznej - w przypadku, gdy bezrobotny już utracił prawo do zasiłku. Ale... i tak uważam, że z niewolnika nie będzie dobrego pracownika. Szwaczki po prostu nie chcą pracować. Najpierw skierowaliśmy do pracy 200 naszych podopiecznych, tych, którzy stracili prawo do zasiłku. Ostatnio wysłaliśmy kolejne 60 wezwań do stawienia się w pracy.

A dzieci z kim zostaną?

W poniedziałkowy poranek do firmy krawieckiej przy ul. Pięknej nie ustawiały się kolejki. - Ja i tak nie wezmę tej pracy - mówiła tuż pod drzwiami pani Anna. - Mieszkam w Koronowie. Na 6.00 rano nie zdążę. Przyszłam, bo urząd mi kazał.

<!** reklama left>Rozmowa kwalifikacyjna z przedstawicielem pracodawcy w tym przypadku była krótka, podobnie jak wszystkie tego dnia. Pani Barbara z Bydgoszczy miała sporo pytań: - Czy jest u was fundusz socjalny? Zwracacie za pranie? Ile można zarobić? Czy faktycznie nawet 1500 zł?

- Sprawny pracownik może tyle zarobić. Zgadza się pani na podjęcie pracy od jutra?- pytano

-Nie mogę od jutra. Mam chore dziąsła, mam umówioną wizytę u dentysty na rano.

- Może się pani umówić ze stomatologiem po południu.

- Ale jestem umówiona rano, a poza tym mam leżącą mamę, bardzo chorą, a dzieci cały dzień są w szkole. Mama ma sama leżeć w domu, do wieczora?

- Kiedyś pani przecież pracowała?

- Jak już zaszłyśmy tak daleko, to ja powiem prawdę. Chcę wyjechać za granicę, nie chcę podejmować w Polsce pracy.

- Mam wpisać odmowę w skierowaniu.

- A czy ja stracę prawo do zasiłku?

Pani Krystyna z Bydgoszczy przyszła z dwojgiem dzieci w wieku 4 i 6 lat: - Od razu powiem, że nie podejmę pracy. On jest chory - wskazała na chłopczyka. - Ma ADHD, ze szkoły do mnie dzwonią, że mam przyjechać, bo nie dają sobie z nim rady. Córka ma astmę, dostaję na nią zasiłek pielęgnacyjny. Muszę być w domu.

Pani Anna z podbydgoskiej wsi, także ma obok siebie dwoje dzieci:

- Otrzymuje pani zasiłek płatny?

- Tak.

- A co pani robiła wcześniej?

- Nic.

- Chciałaby pani podjąć pracę?

- Nie. Bo z kim mam zostawić dzieci? U nas nie ma przedszkola, mąż pracuje za granicą, rodzice są daleko, opiekunki nie mogę w naszej wsi znaleźć.

- Odmawia pani?

- A co wpisze mi pan w skierowniu, bo nie chcę stracić zasiłku.

- A co ja mam wpisać? Prawdę.

Z czego wynika taka niemoc szwaczek? Kobiety tłumaczą, że nie wierzą już pracodawcom. Utrwalają chory stereotyp, który mogą powielać dzieci „etatowych” bezrobotnych. Podobnie jak tysiące ludzi kręcą się w błędnym kole: urząd - praca - pieczątka - dom: - Powinnyśmy się zebrać i ogłosić strajk, jak lekarze, ale nie jesteśmy budżetówką, od razu by nas zwolnili - mówi Sylwia, szwaczka z 10-letnim stażem pracy, która po notorycznych kłótniach z pracodawcą zachorowała na depresję. - Jaką widzę szansę na wyjście z dołka? Przekwalifikowanie. Siedzenie i narzekanie nie ma sensu.

Lista zarzutów kierowanych przez byłe pracownice pod adresem szwalń jest długa i typowa: - Nie płacą składki ZUS, spóźniają się z wypłatami, nie płacą za nadgodziny, nie pracuje się od 6.00 do 16.00, jak zapewniają właściciele, ale dłużej, bywały soboty i nocki, za które nikt nie płacił ekstra.

- Nie twierdzę, że jestem kryształowy - tłumaczy Wojciech Butny. - Zdarzało mi się spóźnić z odprowadzeniem składek ZUS, ale teraz wszystko jest pod kontrolą. Najważniejsze jest wypłacenie ludziom pensji. Teraz mamy kontrolę Urzędu Skarbowego, z powodu donosu „życzliwych”. Problemów nie ma. Owszem, zdarzyły się nam sprawy w sądzie, ale każdemu może się powinąć noga. Dlaczego to pracodawców zawsze wytykają palcami? Gdyby ktoś poobserwował, jak zachowywały się moje byłe pracownice, zdębiałby. Mamy 3 przerwy, tymczasem jedna z kobiet zaliczała kilkanaście wyjść na papierosa z kubkiem kawy. A my pracujemy taśmowo, w zespole. Gdy jedna nawali, wszyscy stoimy. A kontrahent czeka. W spory zaangażowane były całe rodziny. „Niech mi pan tylko spróbuje żonę zatrudnić, to się policzymy” - straszył pewien mąż.

Siedem chętnych szwaczek

Pojedyncze przypadki powodują, że w konsekwencji każda większa firma krawiecka postrzegana jest jako obóz pracy: - Przed wysłaniem bezrobotnych do zakładu, sprawdzamy legalność jego funkcjonowania - zapewnia Tomasz Zawiszewski z PUP. - Nie mamy jednak prawa kontrolować spraw skarbowych, zusowskich. Ostatnio, po artykule w „Expressie”, zgłosiły się 4 kolejne bydgoskie firmy krawieckie, które też szukają szwaczek. Wyślemy tam panie, bo takie jest nasze zadanie.

Szef „Ann-Mari”, mimo wszystko, jest zadowolony: - Po artykule w waszej gazecie byłem w szoku, ponieważ tylu obelg w Internecie jeszcze nigdy nie przeczytałem na swój temat, ale coś jednak udało się osiągnąć - siedem zatrudnionych kobiet - mówi Wojciech Butny.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski