<!** Image 1 align=left alt="Image 10231" >Awantura wokół antyaborcyjnej wystawy, którą pokazali w Parlamencie Europejskim polscy deputowani spod ryngrafu LPR, to idealny temat dla komedii absurdu. Gdybym był reżyserem takiej sztuki, ustawiłbym naszych eurorycerzy w okopach Świętej Trójcy i wystroił w kartonowe półpancerzyki oraz drewniane miecze. Okopy szturmowałyby panie socjalistki w pasach do pończoch, kabaretkach i bluzeczkach, z których wymykałyby się obfite biusty, niczym na obrazie „Wolność wiodąca lud na barykady”. Oba zastępy wykrzykiwałyby coś do siebie w patetycznym gniewie, ale w pomieszanych jak na wieży Babel językach. W całym tym sporze najmniej ważne wydaje mi się bowiem to, kto ma rację i jak powinien ją manifestować. Od polityków na każdej arenie przede wszystkim oczekuje się skuteczności. LPR ma święte prawo wojować o respektowanie katolickich wartości w zjednoczonej Europie. Deputowani LPR musieli jednak zdawać sobie sprawę z tego, że taka ekspozycja akurat w tym miejscu - parlamencie w Strasburgu, w którym światopoglądowy pluralizm jest oczkiem w głowie - nie posłuży edukacji i porozumieniu, lecz wyłącznie sprowokuje międzynarodową zadymę, na której ucierpi wizerunek Polski. Jedyne rozsądne wytłumaczenie takiego zachowania widzę zatem we współczesnym „wallenrodyzmie”. Wchodzimy do parlamentu, aby rozmontować go od wewnątrz lub wypchnąć Polskę poza jego obręb. Mam nadzieję, że tak też tę intencję rozszyfrują nasi posłowie na Sejm, których LPR usiłuje teraz namówić do potępienia Parlamentu Europejskiego za usunięcie wystawy.
Rycerzyki z przedmurza

Awantura wokół antyaborcyjnej wystawy, którą pokazali w Parlamencie Europejskim polscy deputowani spod ryngrafu LPR, to idealny temat dla komedii absurdu.