W bydgoskim zespole szkół nauczyciel zażyczył sobie, by młodzież miała telefony komórkowe na tyle zasilone w impulsy, by móc w razie potrzeby skontaktować się z rodzicami.
- Zdziwiłam się bardzo, gdy moje dziecko powiedziało, że jego komórka musi być doładowana na tyle, by nauczyciel, jeśli zażyczy sobie zadzwonić do rodziców z różnymi informacjami, mógł to zrobić - mówi nasza Czytelniczka z Osowej Góry. - Co miesiąc doładowuję komórkę dziecka na kilkadziesiąt złotych. Zwykle w połowie miesiąca wszystko wydzwoni, ale niech się przy okazji nauczy oszczędnego gospodarowania. Nie wiem jednak, dlaczego mam doładowywać konto telefonu po to, by nauczyciel mógł do mnie zadzwonić. Są chyba jakieś inne sposoby kontaktowania się
z rodzicami.
<!** Image 2 align=none alt="Image 160255" sub="Już w szkołach podstawowych większość uczniów ma telefony komórkowe. Używać mogą ich jednak wyłącznie na przerwach między lekcjami. Na zdjęciu: uczniowie Szkoły Podstawowej nr 62 z ulicy Stawowej. Fot. Tymon Markowski">
O wyjaśnienia poprosiliśmy dyrektora Zespołu Szkół nr 27 Michała Przybylskiego, który długo nie mógł zrozumieć, o co właściwie chodzi.
- Nie mieści mi się to w głowie. Na pewno nie jest to moje zarządzenie, by nauczyciele dzwonili do rodziców uczniów z ich komórek - mówi dyrektor. - Mam prawie stu nauczycieli. Nie mogę więc dać głowy, że któryś z nich czegoś takiego nie powiedział. Dlatego poruszę tę sprawę na najbliższym zebraniu rady pedagogicznej. Nie wykluczam też, że być może dziecko coś źle zrozumiało i w zmienionej formie przekazało rodzicom. Po to mamy w sekretariacie służbowe telefony, by z nich - w razie potrzeby skontaktowania się z rodzicami - dzwonić. Nauczyciele nie ponoszą kosztów tych połączeń. Nie muszą dzwonić na własny koszt. Nie rozumiem więc, po co mieliby korzystać z telefonów uczniów.
<!** reklama>
I tak jest w niemal wszystkich bydgoskich szkołach.
- Po to są sekretariaty i służbowe telefony, by
z nich korzystać. Telefon dla dziecka to coś prywatnego i intymnego. Nie można w to ingerować. Oczywiście, używanie ich na lekcji jest wykluczone, bo rozkojarzają posiadacza telefonu, innych uczniów i nauczycieli. Ale na przerwie młodzież może robić z komórkami co chce. Nie ponosimy jednak odpowiedzialności za zgubienie lub kradzież takich telefonów, o czym informujemy na spotkaniach wszystkich rodziców - mówi Czesława Feddek, dyrektor SP
nr 62 w Bydgoszczy.
- Jeśli to prawda, to sytuacja jest niedopuszczalna. Telefon to prywatna sfera. Nauczyciel nie może w nią ingerować. Owszem, można w statucie szkoły i regulaminie odpowiednio sformułować zasady korzystania
z telefonów komórkowych w szkole, ale na pewno nie w ten sposób - dowiedzieliśmy się w kuratorium. - Zarówno w sprawie statutu, jak
i regulaminu wiele do powiedzenia mają rodzice. To także oni mogli na spotkaniu z nauczycielem ustalić, że zgadzają się na taką formę kontaktu z nim, a rodzic, który czuje się zaskoczony sytuacją, być może na zebraniu nie był.