- Nie dam sobie wmówić oczywistego kłamstwa tylko dlatego, że mam do czynienia z wielką firmą, która straszy mnie swoimi prawnikami - zarzekał się na naszych łamach Marcin Maleta, rolnik z Rogówka pod Toruniem.
Niedawno w czasie orki zahaczył pługiem o kabel 400V, który został uszkodzony. - Tego typu kabel powinien znajdować się głęboko w ziemi, a skoro został wykopany przy zwykłej orce to oznacza, że nie był - takie było stanowisko rolnika. Spółka miała w tej sprawie inne zdanie i chciała obciążyć rolnika niemałymi kosztami naprawy kabla. Sytuacja się zaostrzała, bo rolnik odmawiał wjazdu na swoje pole ekipom energetycznym, dopóki spółka nie weźmie winy na siebie. Spółka zamierzała obciążyć go nie tylko kosztami naprawy, ale i użytkowania agregatu, który zapewniał prąd w czasie, gdy kabel został uszkodzony.
- Od razu orzekli, że to moja wina. Stwierdzili, że zostanę obciążony za naprawę. Byłem w szoku, bo przecież kabel leżał może na 30 centymetrach, bo tyle był w stanie wejść pług. Są pługi, które wchodzą w ziemię nawet na 70 centymetrów, ale nawet gdybyśmy chcieli takiego użyć, nasz traktor by go nie pociągnął - mówił Marcin Maleta.
Jak się wydaje, doszło jednak w tej sprawie do kompromisu. Jak donosi TVN24, choć kwestii winy nie wyjaśniono, to zapewniono rolnika, że nie zostanie obciążony kosztami. Rolnik z kolei udostępni teren, by można było dokonać niezbędnych napraw.
Flesz - Smog skraca nam życie. Jesteśmy jak palacze!