ALICJA WĘGORZEWSKA-WHISKERD, śpiewaczka operowa i prezes Fundacji StartSmart, opowiada o swojej karierze, godzeniu jej z obowiązkami rodzinnymi i swoim przedszkolu.
<!** Image 2 align=none alt="Image 154454" sub="Alicja Węgorzewska-Whiskerd jako wybitna śpiewaczka operowa często występuje za granicą / Fot. Z archiwum Alicji Węgorzewskiej-Whiskerd">Zaczęła się Pani uczyć gry na fortepianie w wieku zaledwie pięciu lat. To Pani miłość do muzyki, czy może decyzja rodziców?
Gdy mojej kuzynce rodzice kupili pianino, ja się w nim po prostu zakochałam. Przychodziłam do niej i godzinami waliłam w klawisze. W końcu dziadek poradził mojej mamie, żeby zapisała mnie do ogniska muzycznego. Miałam wtedy zaledwie pięć lat. Jestem prawdziwą wariatką na punkcie muzyki, nie ma od tego nic silniej przyciągającego. Może jest to o tyle dziwne, że w mojej rodzinie nie było tradycji muzycznych.<!** reklama>
Mimo zauroczenia dźwiękami fortepianu, pianistką Pani nie została. Kiedy postanowiła Pani, że zostanie śpiewaczką?
Chodziłam do szkoły muzycznej, w której w wieku 15-16 lat miałam obowiązkowe zajęcia w chórze szkolnym. Wtedy też okazało się, że mam talent wokalny. Z jednej strony była ogromna fascynacja, a z drugiej trema przed solowymi występami. Musiałam przełamać własne lęki i tak rozpoczęła się moja droga śpiewaczki. Po maturze przez trzy miesiące śpiewałam w chórze Opery Szczecińskiej. Zakochałam się w teatrze i w kostiumach - postanowiłam zostać aktorką. Jednak podczas warsztatów dla utalentowanej młodzieży, które prowadzili państwo Kulmowie, usłyszałam, że nie można zdradzać muzyki, a zawód śpiewaczki jest zawodem międzynarodowym. Pojechali ze mną do Teatru Wielkiego, gdzie przesłuchała mnie wybitna śpiewaczka operowa, która występowała w Metropolitan Opera. Stwierdziła, że będzie ze mnie śpiewaczka. Dla mnie był to przełomowy moment i ostatecznie ukończyłam Wydział Wokalno-Aktorski Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie.
O tym, w jaki sposób śpiewaczki operowe dbają o głos, krążą legendy. Proszę powiedzieć, czy prowadzi Pani jakiś szczególny tryb życia w związku ze swoją pracą?
To ciężka praca, bo żeby przygotować się do premiery, pracuje się intensywnie przez sześć tygodni od godziny 10 do 22, z przerwą na lunch. Zaśpiewanie operowej partii wymaga dużego wysiłku fizycznego. Kiedyś zbiegły mi się jednocześnie dwie premiery, jedna w Warszawie, a druga w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pamiętam, że gdy weszłam do garderoby, nie miałam siły na nic i rozpłakałam się z bezsilności. Nie można forsować głosu i śpiewać co drugi dzień w dużym spektaklu, bo wtedy na pewno głos szybko zacznie szwankować. Trzeba się wysypiać i nie pić alkoholu. Od czasu do czasu pozwalam sobie na wino. Piję białe, chociaż wolę czerwone, ale ono bardziej wysusza śluzówkę. Przed spektaklem lubię zjeść befsztyk i sałatę. Jednak nie mam jakiegoś obłędu na punkcie swojego głosu.
A jak godzi Pani życie rodzinne z ciągłymi wojażami po świecie?
Występy zagraniczne są trudne do pogodzenia z obowiązkami matki. Kiedy wyjeżdżam, moją ośmioletnią córeczką opiekują się mąż oraz moja mama. Peter jest wspaniałym ojcem. Pierwszy raz rozstałam się z Amelką na dłużej, gdy miała 10 miesięcy. Musiałam wyjechać do Holandii. Kiedy wróciłam, dostałam od niej piąstką po głowie. Teraz jest przeszczęśliwa, kiedy mnie widzi na scenie. Zdarzyło się jednak, że gdy zobaczyła, jak umieram na scenie, pobiegła do garderoby sprawdzić, czy nic mi się nie stało. Pomimo że ma dopiero osiem lat, rozumie, jak ważna jest dla mnie muzyka. Nawet przygotowała dla mnie taką laurkę, że bardzo za mną tęskni, gdy mnie nie ma, ale wie, jak bardzo kocham muzykę.
Występowała Pani obok takich gwiazd mezzosopranowych jak Fiorenza Cossotto i Grace Bumbry. Proszę opowiedzieć o swojej karierze i ulubionych rolach.
Wiadomo, że jako mezzosopran śpiewam partie bardzo wyrazistych postaci. Zdecydowanie moją ulubioną operą jest „Carmen” Bizeta. Właśnie z tym spektaklem odbyłam tournee po Holandii. W Operze Krakowskiej śpiewałam tytułową rolę w „Gwałcie na Lukrecji” Benjamina Brittena, Olgę w „Onieginie”, Charlottę w „Wertherze”. Wystąpiłam w tytułowej roli w najsłynniejszej operze Czajkowskiego, - „Damie Pikowej”. Dałam recitale w Kuwejcie i Bahrajnie, gdzie miałam okazję poznać bliżej kulturę arabską. Mogę przytoczyć tu pewną ciekawostkę. Otóż śpiewałam podczas kameralnego przyjęcia u znanego architekta, w którym uczestniczyli wysocy rangą dyplomaci, łącznie z ambasadorami. Trochę mnie tam zamurowało. Architekt jest miłośnikiem opery i kolekcjonerem starych samochodów, których ma ponad setkę. Wszystkie oczywiście są na chodzie. Ostatnio nagrałam pieśni Chopina dla węgierskiej wytwórni „Hungaroton” wraz z wybitnym węgierskim wirtuozem fortepianu Alexem Szilasim. Śpiewałam też chyba wszystkie możliwe „role spodenkowe”, czyli mężczyzn granych przez kobiety. Charakteryzacja bywa tu bardzo uciążliwa. Robią nam łysiny i spłaszczają biust. Podczas jednego z takich przedstawień na scenie nie rozpoznała mnie nawet moja mama.
Debiutowała Pani na scenie wiedeńskiej Kammeroper. Gdzie się Pani lepiej występuje, w kraju czy za granicą?
Dla mnie nie ma różnicy, czy śpiewam w Polsce, czy za granicą. Jeśli na scenie daję serce, to ta pozytywna energia do mnie wraca. Kilka razy zdarzyły mi się zabawne sytuacje, kiedy jeszcze Polska nie była w Unii Europejskiej. Mój zawód wymaga charakteryzacji, a potem czasem trzeba się śpieszyć na lotnisko i nie zawsze jest czas, aby się jej dokładnie pozbyć. I tak raz zostałam wzięta za sprzątaczkę, a innym razem za... kobietę lekkich obyczajów.
Mogliśmy zobaczyć Panią również w serialu telewizyjnym „Dom nad rozlewiskiem”. Jak się Pani czuje w roli aktorki telewizyjnej?
Jest to na pewno trochę inne doświadczenie, ale na planie filmowym czuję się bardzo dobrze. Moja rola ma zostać rozwinięta w „Miłości nad rozlewiskiem”, bo w planach jest wydłużenie moich kwestii wokalno-aktorskich. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Jest Pani również prezeską Fundacji StartSmart, która prowadzi żłobek i przedszkole w Warszawie. Skąd taki pomysł?
Na ten pomysł wpadłam szukając odpowiedniego przedszkola dla mojej córki. Chciałam, aby była to placówka uwrażliwiająca na odbiór sztuki i ucząca języków obcych. Taka, która rozwija skrzydła. Proszę sobie wyobrazić, że małe dziecko bez większego problemu może się jednocześnie uczyć aż czterech języków. Znam tyle języków obcych, ale nie zapomnę, jaką ciężką pracą to zostało okupione. Dziecko przejdzie przez to bezboleśnie, gdy będzie miało stworzone odpowiednie warunki. Nasze przedszkole jest dwujęzyczne – angielski obok polskiego jest drugim językiem wykładowym. Zostało ono objęte patronatem przez Ministerstwo Edukacji Narodowej i Ambasadę Brytyjską. Oferujemy zajęcia plastyczne, muzyczne, sportowe, teatralne, fotograficzne, czyli dajemy dziecku możliwość wyboru. Mam tę swoją fundację też dlatego, aby nie zostać& starą śpiewaczką.
Dziękuję za rozmowę.
Teczka osobowa
Alicja Węgorzewska-Whiskerd - absolwentka klasy fortepianu Liceum Muzycznego w Szczecinie i Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej w Warszawie. Debiutowała na scenie wiedeńskiej Kammeroper, następnie otrzymała angaż w Neue Oper Wien i w Theater an der Wien. Ma w swoim repertuarze kilkanaście partii operowych. W nagrodę za zwycięstwo w konkursie w Rheinsbergu wystąpiła tam w teatrze operowym w koprodukcji z Deutsche Oper Berlin w głównej roli w światowej prapremierze opery Siegfrieda Matthusa „Kronprinz Friedrich”. Uczestniczyła w wielu międzynarodowych festiwalach i galach operowych, m.in. podczas prestiżowego festiwalu muzyki dawnej w Innsbrucku, Donaufestwochen w Wiedniu, a także gali z okazji 750-lecia miasta Bredy oraz w koncercie na scenie Theater an der Wien z okazji narodzin 6-miliardowego obywatela świata. Występowała z frankfurckim Ensamble Modern i Staatskapelle Berlin. Współpracowała z teatrami w Wiedniu, Berlinie, Bayreuth, Monte Carlo. Występowała w tak prestiżowych salach jak Concertgebouw w Amsterdamie i berliński Konzerthaus. Jest laureatką nagrody polskiej estrady - Prometeusza. Brała udział w nagraniu ścieżki dźwiękowej do filmu „Wiedźmin”, za którą otrzymała Złotą Płytę. Do ostatnich dokonań artystki należą nagranie dla Hungarotonu Classic i Fuzeau Classique wszystkich pieśni Chopina z wybitnym węgierskim pianistą Alexem Szilasi, udział w koncercie na 40-lecie pracy Katii Ricciarelli w weneckiej operze i z orkiestrą La Fenice, galowy koncert na otwarcie Roku Chopinowskiego na Węgrzech oraz tytułowa rola w „Carmen” na scenie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie. Najbliższe plany to m.in. udział w „Makbecie” Verdiego w Operze Bałtyckiej w roli Lady Makbet.