Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rok bez pidżamy

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Problem z rockiem mają dziś nie tylko rockmani. I nie tylko w Polsce. Bo rock z samego założenia jest muzyką buntu - obyczajowego, politycznego, socjalnego czy jakiegokolwiek bądź. To nie jakieś tam pitu-pitu, ale pazur, dynamika i niezgoda na coś na świecie, co drażni, przeszkadza i nie pozwala. A co robić w czasami mało buntowniczych?

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Problem z rockiem mają dziś nie tylko rockmani. I nie tylko w Polsce. Bo rock z samego założenia jest muzyką buntu - obyczajowego, politycznego, socjalnego czy jakiegokolwiek bądź. To nie jakieś tam pitu-pitu, ale pazur, dynamika i niezgoda na coś na świecie, co drażni, przeszkadza i nie pozwala. A co robić w czasami mało buntowniczych? Kiedy wojny toczą się gdzieś na peryferiach świata, młode pokolenia w miarę bezproblemowo wsiąkają w system i trudno znaleźć jakąś grupę ewidentnie bez przyszłości? Wtedy rock albo wsiąka w kulturę pop - i nazywa się nim co bardziej skoczne melodyjki - albo zamienia się w skansen. Gdzie paru dziadków daje koncerty dla gromadki babć.

<!** reklama>Siła rocka nie tkwi bowiem w szybkości grania, jakości riffów czy możliwości wzmacniaczy. To znacznie więcej. Gdyby Jagger w „Satisfaction” albo Rotten w „God Save the Queen” śpiewali o tym, że „ładne oczy masz, komu je dasz” to pewnie nikt tych kawałków by dzisiaj nie pamiętał. I nie chodzi tylko o politykowanie - ale o oddawanie stanu ducha tej niepokornej mniejszości w aktualnych okolicznościach przyrody.,

A dzisiaj w Polsce? Owszem, mamy rocka, dalej po piwnicach grają różni młodzi i nie zawsze zdolni, ale nie da się ukryć, że rock jest dzisiaj marginesem. Z jednej strony wypychanym z większości nośników, z drugiej upupianym w formułach festiwalowo-szołowych, gdzie nikogo tak naprawdę nie interesuje przekaz, tylko zabawa. Chłopaki grają, włosy fruwają, publika tańcuje. I niby jest rock’n’roll, ale jakoby go nie było.

Czy w ostatnich latach polski rock dał nam jakiś hymn pokoleniowy? Niestety. No a w takich sytuacjach zerkamy na weteranów. Kłopot w tym, że choćby ostatnia płyta Kultu to bardzo ciekawy głos o świecie, ale faceta sporo po czterdziestce. Mało czytelny i mało zajmujący dla dziatwy wczesnoszkolnej.

W ten weekend czeka nas jednak rzeczywiście weteranowy hit - na festiwalu w Jarocinie zagra Pidżama Porno. Zespół Krzysztofa „Grabaża” Grabowskiego wystąpi po trzech latach niebytu, a kiedyś fanom wydawało się, że rok bez „pidżamy”, to rok stracony. Zespół niegdysiejszych studentów poznańskiego uniwersytetu zawsze był silny słowem, a takie albumy jak „Styropian” czy „Marchef w butonierce” sporej gromadce ludzi zawróciły w głowach. I nie wiem tylko, czy ten powrót - pewnie jedynie na jakieś nostalgiczne „the best of” - powinien nas bardziej wkurzać czy cieszyć.

To ciekawe zresztą, że Pidżama Porno ma w dorobku kilka naprawdę dużych kawałków - jak „Katarzyna ma katar”, „Do nieba wzięci” czy „Twoja generacja”, ale nigdy nie doczekała się rockowego hymnu z prawdziwego zdarzenia. Tyle że tak naprawdę nikt nie wie, kiedy i dlaczego rodzi się rockowy hymn. Weźmy taką „Polskę” Kultu. Muzyka fajna, ale bez przesady, tekst niezły, ale Kazik pisał lepsze. A ludzie od ćwierć wieku wpadają w amok na koncertach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!