Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Robert Sycz na mecie kariery

Sławomir Kabat
22 października karierę sportową zakończył najlepszy polski wioślarz w historii Robert Sycz. Od 1 listopada został zatrudniony jako główny specjalista do spraw promocji w LOTTO Bydgostii WSG.

22 października karierę sportową zakończył najlepszy polski wioślarz w historii Robert Sycz. Od 1 listopada został zatrudniony jako główny specjalista do spraw promocji w LOTTO Bydgostii WSG.

<!** Image 3 align=none alt="Image 199813" sub="Dwójka podwójna wagi lekkiej (od prawej) Robert Sycz i Tomasz Kucharski [Fot.: Archiwum]">Do wioślarstwa po znajomości

Dziś mogę się przyznać, że do wioślarstwa trafiłem po znajomości. Testy do piątej klasy sportowej odbywały się w czerwcu, a moja mama postanowiła zapisać mnie do SWOS nr 2 (obecnie SMOS nr 2) w sierpniu. I tak w wieku 12 lat w 1985 roku rozpoczęła się moja przygoda z wioślarstwem, która trwała przeszło 25 lat. Rok później zadebiutowałem na mistrzostwach Polski młodzików, na których zająłem 11 miejsce w czwórce podwójnej ze sternikiem. W ósmej klasie Szkoły Podstawowej zdobyłem swój pierwszy srebrny medal mistrzostw Polski.<!** reklama>

Błyskawiczny awans

Do kadry trafiłem w wieku 19 lat. Z Krzysztofem Czaderskim z Wandy Kraków w 1992 roku zajęliśmy 4 miejsce na Pucharze Narodów (obecnie przemianowanych na młodzieżowe mistrzostwa świata U-23) w dwójce podwójnej wagi lekkiej. W 1993 roku zdobyłem brązowy medal w skiffie wagi lekkiej na Pucharze Narodów. Ponieważ wcześniej zostałem mistrzem Polski seniorów, niespodziewanie pokonałem o kilka lat starszego Grzegorza Wdowiaka, związek postanowił stworzyć dwójkę podwójną wagi lekkiej.

<!** Image 4 align=right alt="Image 199813" sub="Szkoleniowiec Jerzy Broniec [Fot.: Archiwum]">Konkurencja ta trzy lata później debiutowała w programie igrzysk. Na mistrzostwach świata w 1993 roku zajęliśmy 6. miejsce, co było ogromnym sukcesem. Nigdy wcześniej osada z Europy Wschodniej nie zajęła tak wysokiej pozycji. Niestety, z Grzegorzem Wdowiakiem mieliśmy rózne style wiosłowania i trudno było nam się dopasować. 7. miejsce na igrzyskach w Atlancie uważam za duży sukces. W kadrze na początku waga lekka była traktowana po macoszemu. Dostawaliśmy jako ostatni w kolejności dresy, dano nam kobiecą łódkę, brakowało odżywek.

Z Kucharskim przez przypadek

W 1997 roku, po wyjeździe do Stanów Wdowiaka, trener Jerzy Broniec szukał dla mnie partnera do dwójki. Wszystko wskazywało na to, że będzie to Tomasz Fiłka (AZS Szczecin), z którym w startach kontrolnych zająłem 6. miejsce na Pucharze Świata w Paryżu.

W lipcu Tomek musiał opuścić na dwa dni zgrupowanie w Wałczu z powodu zaproszenia na ślub w rodzinie. Nie chciałem się nudzić na treningach czekając na partnera. Wybór padł na Tomasza Kucharskiego, który wcześniej w ogóle nie był brany pod uwagę przez trenera Jerzego Brońca z powodu nadwagi. Fiłka nadrabiał dla mnie na korzyść do 2 kilogramów wagi (średnia regulaminowa 70 kg). Po kilku przejazdach okazało się, że z Kucharskim osada pływa o 10 sekund szybciej. Po powrocie Fiłki zapanowała konsternacja. Jak powiedzieć koledze, że wypada z reprezentacyjnej osady?

Na szczęście, rozumiał, że najważniejsza jest szybkość załogi i pogodził się z decyzją.

W drodze po pierwsze złoto na mistrzostwach świata we Francji w 1997 roku rozpierała Tomka i mnie niesamowita energia. Trener musiał nas hamować podczas zajęć w łódce, wyganiając z wody na przykład na bieg do lasu. Rok później, pomimo kontuzji Kucharskiego, udało się obronić tytuł w Kolonii.

Mistrzostwa świata w 1999 roku w Kanadzie były dla mnie lekcją pokory. W związku z kontuzjami mieliśmy zaległości. Organizacja naszego udziału w zawodach pozostawiała wiele do życzenia. Trener Jerzy Broniec nie mógł się doprosić o motorówkę, aby z nami trenować. Brak formy i regulaminowej wagi sprawił, że zostaliśmy niesklasyfikowani. Pomimo że cała reprezentacja zawiodła - najwyższe 9. miejsce zajęła Agnieszka Tomczak, a pozostałe załogi kwalifikowały się z ostatnich miejsce, to tylko my byliśmy traktowani przez wszystkich jak trędowaci.

Żurawski podał rękę

Złe wyniki na mistrzostwach świata sprawił, że bardzo poważnie zastanawiałem się nad zakończeniem kariery. Dopiero po dwugodzinnej rozmowie z prezesem LOTTO Bydgostii WSG Zygfrydem Żurawskim, podczas pikniku olimpijskiego we wrześniu, podaliśmy sobie rękę i postanowiłem dalej uprawiać tę dyscyplinę. Zakwalifikować się na igrzyska nie było łatwo. Trzeba było wywalczyć przepustkę na igrzyska w Lucernie. Tuż przed startem spadł zimny deszcz, a temperatura obniżyła się o 5-7 stopni, ale udało się!

Złota taktyka

Z Tomaszem Kucharskim mieliśmy przez całą karierę wypracowaną tę samą taktykę - przez cały dystans 2000 metrów utrzymywaliśmy stałą prędkość łodzi. W tym celu miałem jako szlakowy zamontowany specjalny zegar, który podawał mi czas i tempo wiosłowania. W połowie dystansu, kiedy inni zwalniali, my wypracowywaliśmy przewagę, którą później utrzymywaliśmy do mety. Jedynie w Sydney musieliśmy cały czas uciekać Włochom by mieć przewagę na finiszu.

Ogień i woda

Z Tomaszem Kucharskim mamy dwa różne charaktery. Ktoś kiedyś stwierdził, że ja to ogień, a Tomek to woda. Szczególnie widać to było na brzegu. Byłem bardziej impulsywny, słuchałem głośnej muzyki - szarpidruty, lubiłem jazdę na motocyklu, a Tomek prorodzinny, każdą wolną chwilę lubił spędzać w Gorzowie z żoną i dzieckiem, słuchał spokojnej muzyki.

Mój impulsywny charakter dał o sobie znać podczas igrzysk w Sydney, kiedy płynęliśmy po pierwszy złoty medal. Podczas obozu w Penrith czułem, że mój partner się asekuruje. To powodowało, że ja się szybciej zakwaszałem i brakowało sił w końcówce. Nie wytrzymałem wówczas. Zatrzymałem łódź i powiedziałem mu do słuchu, aby Tomek przestał się „oszczędzać” i mnie wsparł. Na początku „Kucharz” był na mnie obrażony. Poparł mnie trener, a po kilku dniach Tomek przyszedł mi podziękować.

Wyjątkowa łódka

Wszystkie największe sukcesy od 1995 do 2004 roku roku z Wdowiakiem, a później z Tomaszem Kucharskim odnosiliśmy na tej samej łódce. Teraz przekazać chcę ją do muzeum sportu.

Prawda o „Kucharzu” i Brońcu

Z perspektywy czasu trudno oceniać mi każdą postać z osobna. Razem tworzyliśmy zespół i każdy z nas w jednej trzeciej jest ojcem sukcesu lub sprawcą porażki. Po złotym medalu w Sydney do 2007 roku różnie się między nami układało. Dopiero jak to analizujemy po latach, dochodzimy do wniosku, że wpływ na to miało kilka osób, które określiłbym mianem trzecich. Zależało im na tym, aby nasze relacje nie były pozytywne i wciąż próbowały dolewać oliwy do ognia. O trenerze powiem krótko. Jerzy Broniec jest obdarzony talentem trenerskim, miał wyjątkowy wzrok, który z łatwością pozwolił mu wychwytywać błędy, Inni ich nie widzieli, lub widzieli je po latach.

Zygfryd Żurawski

To dla mnie wielki i wyjątkowy człowiek, menedżer klubu. Nie traktuje zawodnika jak cytrynę, którą gdy się wyciśnie wyrzuca do śmietnika. Potrafi docenić nakład pracy jaki trzeba włożyć, aby osiągnąć sukces, podać pomocną dłoń i pokierować zawodnikiem tak, by znów mógł wrócić do wysokiego poziomu. Wiele razy bronił mnie, kiedy członkowie zarządu klubu chcieli obciąć mi stypendium. I za to jestem mu wdzięczny i dziękuję. Wielu młodych ludzi dzięki niemu skończyło studia i dziś świetnie radzą sobie w różnych dziedzinach życia.

Zabrakło sukcesów

Ostatnie pięć lat nie układało się po mojej myśli. Nie zakwalifikowałem się na igrzyska w 2008 roku w Pekinie, po olimpiadzie Tomasz Kucharski zakończył karierę. W 2009 roku z Mariuszem Stańczukiem zająłem 16. miejsce. Na mistrzostwach świata w 2010 roku miałem pływać z wicemistrzem olimpijskim Bartłomiejem Pawełczakiem, ale jego problemy zdrowotne nie pozwoliły nam razem walczyć o miejsce w kadrze. W 2011 roku na skiffie byłem 2. i 3. Na mistrzostwach byłem zgłoszony z Mariuszem Stańczukiem, ale kłopoty zdrowotne sprawiły, że po treningu przed pierwszym biegiem odcięło mi prąd. - Wracając do hotelowego pokoju w windzie zasłabłem. Z perspektywy czasu uważam, że po 2009 roku największe szanse na osiągnięcie sukcesu miałem z Łukaszem Siemionem. Niestety kontuzja Bartłomieja Pawełczaka (obaj LOTTO Bydgostia WSG) sprawiła, że przesiadł się on z dwójki do priorytetowej czwórki bez sternika wagi lekkiej.

Żona mówi „dość”!

W tym roku nie udało mi się przygotować na tyle, aby walczyć o igrzyska. Żona Ania powiedziała po ubiegłorocznych problemach zdrowotnych - dość zbijania wagi. Masz dzieci i dla kogo żyć. Podjąłem decyzję o zakończeniu kariery.

Ma już pomysły na przyszłość

Od 1 listopada zostałem zatrudniony w klubie na stanowisku specjalisty ds. marketingu. Moją rolą będzie propagowanie wioślarstwa, pomoc szkoleniowcom przy naborach, udział w oficjalnych spotkaniach. Oprócz tego zaangażowałem się w popularyzację idei sportu olimpijskiego. W PKOl w Warszawie, jeśli są organizowane spotkania, a nie kolidują one z moim kalendarzem domowym chętnie spotykam się z młodzieżą. Być może za kilka lat zostanę szkoleniowcem.


Robert Sycz, najlepszy wioślarz w historii

15 listopada ukończył 39 lat. Wychowanek SWOS Warszawa. Następnie reprezentował barwy Zawiszy (1996 - 1998) i LOTTO Bydgostii WSG (od 1999 do 2012).

Największe sukcesy w dwójce podwójnej wagi lekkiej: 2 złote medale olimpijskie - Sydney (2000) i Ateny (2004) i 6 medali mistrzostw świata (2, 3, 1) - wszystkie prócz ostatniego brązowego (z Pawłem Rańdą)zdobyte z Tomaszem Kucharskim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!