Był późny, ciepły czerwcowy wieczór 1932 roku. Ostatni przechodnie, zdążający ul. Królowej Jadwigi, usłyszeli w pewnym momencie krzyki i wyzwiska, a także odgłosy bójki, zakończonej upadkiem jednego z „interlokutorów” na chodnik i oddaleniem się drugiego.
Szewc i woźnica
Na leżącego człowieka natknął się patrolujący okolicę policjant. Mężczyzna krwawił obficie. Nim przewieziono go do szpitala, zmarł.
Wszczęte postępowanie doprowadziło do ustalenia, że ofiarą był 28-letni Niemiec Walter H., z zawodu woźnica. Tym, który zadał mu śmiertelne ciosy nożem okazał się 44-letni szewc, Piotr M.
Parę godzin wcześniej mężczyźni ci spotkali się w jednym z bydgoskich lokali. Walter H. grał ze swoim towarzystwem w karty, Piotr M. z kolei zajmował się grą w bilard z innymi szewcami. Między obu towarzystwami doszło do sprzeczki, zakończonej powszechną bójką. Jeden z kolegów Waltera, ten, który sprowokował całe zajście, został dotkliwie pobity. Potem, po dłuższej awanturze, wszyscy rozeszli się.
Nóż zawsze miał przy sobie
Grupa Piotra M. udała się do jego mieszkania, gdzie wypito trochę wódki, po czym towarzystwo ponownie udało się do restauracji. Mężczyźni nie zostali tam jednak wpuszczeni z uwagi na obawę przed kolejną awanturą. W tej sytuacji udali się do domów. Po drodze jednak, na ul. Królowej Jadwigi, Piotr M. spotkał ponownie Waltera H., który, mocno już w tym czasie wstawiony, zaczął go znów zaczepiać. W pewnym momencie chwycił szewca za szyję od tyłu.
Piotr M. wydobył wówczas z kieszeni nóż i dwukrotnie ugodził swojego przeciwnika, a kiedy stwierdził, że ten upadł, oddalił się z obawy, że mógłby jeszcze raz zostać zaatakowany. Tak przynajmniej zeznawał w śledztwie.
Mimo iż szewc działał w obronie własnej, oskarżyciel uznał, że przekroczył jej granice. Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Bydgoszczy. Rozprawa odbyła się 24 listopada 1932 roku w wypełnionej po brzegi publicznością sali.
- Przyznaję się, że zabiłem, ale uczyniłem to we własnej obronie - mówił Piotr M. przed sądem. Mimo że przyspieszyłem kroku, ażeby czym prędzej dostać się do domu, gonił mnie Walter H., człowiek wysoki i barczysty, i nagle z tyłu napadł na mnie, dusząc mnie za szyję. Wyciągnąłem nóż szewski. Nóż ten stale noszę przy sobie, gdyż jako szewc potrzebuję go u pracodawcy do krojenia skóry. We własnej obronie zadałem dwa ciosy nożem, jednakowoż nie, aby go zabić, chciałem go tylko na krótki czas unieszkodliwić.
Posunął się za daleko
Jak się okazało, jeden cios trafił w udo, drugi zaś przebił tętnicę brzuszną, powodując śmierć z wykrwawienia. Prokurator zażądał dla Piotra M. kary roku pozbawienia wolności. Sąd przyznał, że oskarżony przekroczył granicę obrony koniecznej i skazał szewca na pół roku odsiadki