Jeden z bydgoskich uczniów w I klasie ogólniaka obchodził swoją osiemnastkę. Inna rekordzistka, mimo ukończonych 22 lat, wciąż uczy się w II klasie liceum. Losy drugorocznych są niezbadane...
<!** Image 3 align=right alt="Image 87429" sub="Nauka w gimnazjum czy liceum wcale nie musi trwać trzy lata - co roku udowadnia to coraz więcej uczniów bydgoskich szkół. Repetenci „oblewają” już nie tylko z matematyki czy chemii, ale także z WOS-u, a nawet wychowania fizycznego /Fot. Tadeusz Pawłowski">W piątek, gdy większość będzie odbierać świadectwa i cieszyć się z rozpoczynających wakacji, oni nawet nie przyjdą na szkolną uroczystość. Ilu bydgoskich uczniów nie otrzyma promocji do kolejnej klasy? Wiadomo tylko, że na pewno więcej niż rok temu. Dokładne dane mają na razie jedynie dyrektorzy poszczególnych szkół, choć statystyki te mogą się zmienić diametralnie już za dwa miesiące. - Pod koniec sierpnia czeka nas 28 egzaminów poprawkowych, z czego 20 uczniów zdawać będzie jeden przedmiot, a pozostali po dwa. Większość przez wakacje będzie się musiała uczyć chemii, fizyki i języka niemieckiego, bo z tych przedmiotów wystawiono najwięcej jedynek - mówi Stanisław Pilewski, dyrektor XV LO w Bydgoszczy.
Wśród zagrożonych jest 15-letni Sebastian, który w sierpniu w jednym z bydgoskich gimnazjów będzie poprawiał matematykę. - Już w pierwszej klasie miałem kłopoty, ale cudem się udało. Teraz nauczycielka nie była już taka wyrozumiała. Nie napisałem trzech klasówek, poprawiałem je w innym terminie, ale mi nie poszło. Już kilka tygodni temu wiedziałem, że tak to się skończy. Matmy nie umiem, nie lubię i w wakacje raczej się uczyć nie będę - mówi chłopak, który z sierpniową porażką na egzaminie już się pogodził.
<!** reklama>Ale nie tylko przedmioty ścisłe i języki obce sprawiają uczniom trudność. Z roku na rok przybywa tych, którzy nie mogą przejść do następnej klasy z powodu... wuefu. - Mam trzech takich uczniów, którzy mogą nie być klasyfikowani z zajęć wychowania fizycznego. Powodem jest brak ocen z tego przedmiotu, a przyczyną ich stała nieobecność na lekcjach. Jedna z uczennic, co tydzień przynosiła od rodziców usprawiedliwienie z zajęć, drugi miał zwolnienie, choć lekarz uznał, że jest zdolny do wysiłku fizycznego, a trzeci przedstawił lekarskie zwolnienie wypisane w maju, które opiewało na cały drugi semestr. Natychmisat zadzwoniłem do lekarki, która je wystawiła. Usłyszałem tłumaczenie, że uczeń jest chory, ona sugerowała mu zwolnienie od dawna, ale on przyszedł po nie dopiero teraz. Jeżeli ci uczniowie chcą przejść do następnej klasy, muszą zdać egzamin klasyfikacyjny ze sprawności i teorii - dodaje dyrektor „piętnastki”.
Choć dokładnych statystyk nikt nie prowadzi, liczba repetentów, zamiast spadać, rośnie. Choć powodów może być wiele, jednym z nich jest coraz bardziej kategoryczny stosunek nauczycieli do „zaliczeń”. - Szkoła to nie studia. Uczeń musi pracować systematycznie, nie może liczyć na to, że pod koniec roku umówi się z nauczycielem na zaliczanie partii materiału albo poprawki źle napisanych klasówek. Ma na to dwa tygodnie i jedynym wyjątkiem od reguły jest choroba lub sytuacja losowa - twierdzi Barbara Szwajkowska, dyrektor bydgoskich XI LO i Gimnazjum nr 52. - Przepuszczanie na siłę z klasy do klasy nic nie daje, gdy uczeń nie wykazuje nawet odrobiny chęci. A takiej młodzieży przybywa. Gimnazjaliści coraz częściej „oblewają” nie tylko z przedmiotów ścisłych, sporo jedynek wystawiono z geografii, historii czy WOS-u - dodaje.
W tym gimnazjum zapowiada się na rekordową liczbę repetentów - już wiadomo, że promocji nie otrzyma 40 uczniów z klas I i II (to ci, którym wystawiono dwie jedynki i zachowanie nieodpowiednie lub naganne oraz tacy, którzy „uzbierali” więcej niż dwie oceny niedostateczne), a kolejnych 60 czeka egzamin poprawkowy w sierpniu. - W tym roku sytuacja jest dramatyczna, ale nie zostaliśmy nią zaskoczeni. Uczniowie systematycznie na to pracowali. W ciągu roku organizowaliśmy dla nich zajęcia wyrównawcze z wszystkich przedmiotów, ale nikt z nich nie korzystał. Pisaliśmy listy do rodziców, prosiliśmy o pomoc i wsparcie, ale bez rezultatu. Rodzice coraz mniej interesują się tym, co się dzieje z ich dziećmi, nie przychodzą nawet na zebrania. Na ostatnie spotkanie w klasie 26-osobowej klasie, w której tylko 15 osób otrzymało promocję, przyszło 6 rodziców. I to tych dobrych uczniów. Efekt jest taki, że z trzech klas pierwszego rocznika zrobiły się dwie małe - dodaje dyrektorka.