
Krzyki, wyzwiska, rękoczyny - ratownik medyczny nie ma łatwej pracy
Zespół ratownictwa medycznego pojechał na pomoc nieprzytomnemu mężczyźnie, leżącemu na chodniku. Gdy pacjent się ocknął jednego z ratowników uderzył pięścią w twarz. Takich przypadków jest więcej.
Więcej o sprawie pracy ratowników medycznych w dalszej części galerii >>>

Krzyki, wyzwiska, rękoczyny - ratownik medyczny nie ma łatwej pracy
Choć jak mówi Krzysztof Wiśniewski, ratownik medyczny, kierownik Działu Usług Medycznych i Szkoleń Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy, i tak nie jest najgorzej.
- Od początku tego roku odnotowaliśmy cztery poważne przypadki agresji skierowanej wobec ratowników medycznych - informuje. - Przez cały ubiegły rok było ich 18. Wydawałoby się więc, że cztery niebezpieczne sytuacje w półroczu to stosunkowo niewiele, ale i tak wciąż o cztery za dużo.

Krzyki, wyzwiska, rękoczyny - ratownik medyczny nie ma łatwej pracy
Jak informuje kom. Przemysław Słomski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy, do zdarzenia doszło około godziny 15.30 w Solcu Kujawskim. - Ratownicy medyczni przyjechali pomóc mężczyźnie, który nieprzytomny leżał na chodniku. Był ranny - słyszymy. - Gdy medycy zabrali go do karetki ocknął się i uderzył jednego z nich pięścią w twarz.
Na szczęście nic poważnego mu się nie stało. Ratownik złożył jednak zawiadomienie o tym, że została naruszona jego nietykalność cielesna. - Zgodnie z zapisami Ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym, osoba udzielająca pierwszej pomocy, kwalifikowanej pierwszej pomocy oraz podejmująca medyczne czynności ratunkowe jest objęta ochroną jak funkcjonariusz publiczny - tłumaczy Krzysztof Wiśniewski. - Za naruszenie jego nietykalności cielesnej grozi grzywna, ograniczenie wolności, a nawet pozbawienie wolności do lat trzech.

Krzyki, wyzwiska, rękoczyny - ratownik medyczny nie ma łatwej pracy
Jak podkreślają ratownicy, aktów agresji w większości przypadków dopuszczają się osoby będące pod wpływem alkoholu. - Najgorzej jest w weekendy i święta - zwraca uwagę Wiśniewski. - Nie tylko sami pacjenci bywają napastnikami, często doświadczamy też ataków ze strony osób z ich otoczenia, a nawet tych, którzy dzwonią do dyspozytorni z prośbą o wysłanie karetki. Już w czasie rozmowy słychać, że na miejscu może być niebezpiecznie.