- „Koma” z dotykowym ekranem, martensy i czarne rurki - taką listę zakupów przedstawiła rodzicom 13-letnia Karolina. Dziewczyna właśnie zaczęła naukę w renomowanym gimnazjum w dużym mieście.
<!** Image 3 align=right alt="Image 135562" sub="Producenci zacierają ręce. Gadżety od lat są wyznacznikiem pozycji w hierarchii szkolnej / Fot. jupiter">Jej rodzice przez całe lata mogli być tylko z córki dumni. Świetna uczennica, sukcesy w sporcie, zero problemów wychowawczych. Karolina zadowalała się tym, co mama kupiła jej okazyjnie na jednej czy drugiej wyprzedaży. Było jej wszystko jedno, jakie nosi dżinsy czy kurtkę. Oczywiście, miała komórkę, stary model Nokii, wcześniej używany przez ojca. Żądania dziewczynki, które pojawiły się tak nagle, były dla rodziców szokiem.
Postawiła pod ścianą
- Ona nam oświadczyła, że koniec z dziadostwem. Nie będzie nosić ciuchów z hipermarketu ani dzwonić z przedpotopowej komórki. W gimnazjum, do którego poszła, nie tylko poziom nauki jest wysoki - tak powiedziała! Wszyscy tam czadowo wyglądają, mają odlotowe ubrania i spore kieszonkowe. Zapowiedziała nam, że nie zamierza być w klasie czarną owcą - opowiadają rodzice Karoliny. - Nigdy nie myśleliśmy, że nasza córka może być taką materialistką! Postawiła nas pod ścianą, więc kupiliśmy te wszystkie rzeczy. Na tym jednak nie koniec, bo córka chce teraz skórzaną kurtkę, tzw. ramoneskę. Ponoć wszyscy je noszą.
<!** reklama>Rodzice 17-letniego Kamila zdążyli się już przyzwyczaić do fanaberii syna, choć wydatki na jego zachcianki mocno obciążają domowy budżet. Zdają sobie jednak sprawę, że po części sami są winni tej roszczeniowej postawie syna.
- Kamil jest jedynakiem, w dzieciństwie ciężko chorował. Chcieliśmy go chronić, jakoś wynagrodzić mu cierpienia, długie pobyty w szpitalu. Teraz wiem, że przeholowaliśmy, bo syn patrzy na świat wyłącznie przez pryzmat pieniędzy. Liczy się tylko to, co się ma na własność - ze smutkiem mówi Tomasz, ojciec Kamila.
Co na to sam zainteresowany? Zasadniczo nie widzi problemu. - Gdyby starzy musieli sobie od ust odejmować, to rozumiem. Ale przecież dobrze zarabiają, na kogo mają wydawać, jak nie na mnie? - pyta zdziwiony Kamil.
Oczekiwania dzieci rosną wraz z wiekiem. Jeśli w podstawówce szczytem marzeń są ubrania z serii Hannah Montana, laptop czy iPod, to w gimnazjum cała odzież musi być już markowa, a komórka z najwyższej półki.
Czym jeździć na zajęcia?
W liceum jest jeszcze gorzej, bo nastolatki czują się już prawie dorosłe. Chłopcy, zafascynowani motoryzacją, najchętniej przyjeżdżaliby na zajęcia własnym autem. Wcześniej jednak muszą zrobić kurs na prawo jazdy. To koszt bagatela 1,3 -1,5 tys. zł.
- Większość moich klientów to ludzie młodzi, którzy dopiero co osiągnęli pełnoletność - przyznaje Janusz Kamiński, instruktor w jednej ze szkół jazdy. - Są tak zafiksowani na zdobycie tego papierka, że aż budzą podziw. Co ciekawe, wielu z nich zdaje egzamin za pierwszym bądź drugim podejściem.
Ulubioną marką aut wśród nastolatków jest BMW. Właśnie taki liczący sobie 17 lat samochód ma Bartek Lipiński, tegoroczny maturzysta.
- Przyjeżdżam nim czasem do szkoły, ale rzadko, bo strasznie dużo pali. Silnik ma na benzynę. Nie będę przerabiał na gaz, bo po pierwsze, nie mam kasy, a po drugie „bety” ponoć na gazie nie idą - tłumaczy chłopak. - To nie jest drogi samochód. Kosztował niecałe 3 tys. zł. Złożyli się rodzice i dziadkowie na moją osiemnastkę.