Proponuje się zatem, by następne wybory do tego gremium połączyć z wyborami do Parlamentu Europejskiego (PE). Tylko że na te wybory trzeba poczekać dwa lata, a osiedlowe „parlamenty” w tym czasie wykruszą się jeszcze bardziej. Poza tym wybory do PE też nie cieszą się w Polsce najwyższą frekwencją. Na te bardziej popularne zaś - do sejmu i senatu oraz samorządu lokalnego - przyjdzie nam poczekać jeszcze dłużej.
Na razie zatem bardziej sensowna wydaje się dyskusja nad tym, jak podnieść rangę rad osiedli, kiedy już uda się wybrać je ponownie. I tu pojawia się dość oczywisty pomysł zwiększenia budżetu do dyspozycji osiedlowych radnych (zależy on od liczby mieszkańców na terenie, na którym funkcjonuje rada).
Zaraz też jednak formułowana jest obawa, czy powiększenie budżetów rad osiedli nie spowoduje zmniejszenia lokalnych budżetów obywatelskich (m.in. Bydgoskiego Budżetu Obywatelskiego). Otóż byłaby to wyjątkowo niefortunna decyzja. Do budżetów obywatelskich, owszem, można mieć drobne zastrzeżenia, ale mimo to są one najbardziej demokratycznym sposobem planowania publicznych wydatków. I lepiej niech tak zostanie.
