Zespół Elektrociepłowni rozsypuje popiół, który unosi się i wdziera do domów. Pan Piotr domaga się odszkodowania za to, co stracił przez teoretycznie nieszkodliwy pył.
ZEC składuje nietoksyczną mieszankę popiołowo-żużlową na dnie dawnego stawu. Po to, by nie unosił się pył, codziennie teren ten jest zraszany. Niestety, kiedy wieje silny wiatr i nie pada deszcz, polewanie wodą nie wystarcza.
- Dziś jest tak szaro, że nic nie widać! Pył dostaje się do oczu, przylepia się do skóry! - skarży się pani Renata i prosi, byśmy skontaktowali się z jej bratem, panem Piotrem, mieszkającym przy ulicy Hutniczej.
<!** reklama>
- W czasach PRL-u byliśmy w programie pani Elżbiety Jaworowicz, ale nie mogła nam pomóc. Okazało się, że jedynym wyjściem jest oddanie sprawy do sądu - mówi pan Piotr. - Zrobię to teraz, bo mam już tego dość. Pył osadza się na elewacji domu. Kiedy pada deszcz, tworzą się czarne zacieki. W mieszkaniu osadza się na parapetach i meblach. Trudno go usunąć. Nawet psu po spacerze musimy przemywać oczy!
Pan Piotr pamięta, że przed laty w miejscu składowania popiołu był zbiornik wodny i tereny rekreacyjne. Dziś nic z tego nie zostało.
Pracownicy ZEC każdego dnia, kiedy nie pada deszcz, zraszają składowisko. Otoczyli je nawet pasem zieleni. W piątek dosadzano młode drzewka. Ma ich tu rosnąć ponad 400 sztuk (brzozy i sosny). Na razie są one zbyt małe, by mogły skutecznie zatrzymać pył.
W Wydziale Ochrony Środowiska Urzędu Miasta i w Centrum Zarządzania Kryzysowego dowiedzieliśmy się, że do tej pory nie było podobnych interwencji ani z okolic Łęgnowa, ani z innych części miasta. Obiecano nam jednak zbadanie tej sprawy.
Natomiast Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska otrzymał skargę mieszkańców z ulicy Hutniczej i zajął się nią.
