Falę wzmożenia fast foodami przeżyłem, jak całe moje pokolenie, jakieś 25 lat temu i teraz cenię sobie raczej wyśmienitą kuchnię, klimat, dbałość o produkty, niż czas podania i cenę.
Przejeżdżałem więc wielokrotnie obok samochodów z ladą, przed którymi ustawiały się długie kolejki młodych ludzi, i zachodziłem w głowę: „Co takiego oni w tych bułkach widzą?”.
Za namową przyjaciela dałem się jednak skusić najpierw na burgera z trucka przy Gimnazjalnej i - powiem szczerze - musiałem odwołać wszystkie poprzednie opinie.
Następnie był samochód z burgerami przy skrzyżowaniu Gdańskiej z Kamienną, też niczego sobie. A ostatnio Cubanos przy Moniuszki. I tutaj już w pełni oddaję honor wszystkim foodtruckersom, na których miałem czelność kiedyś narzekać.
Już wiem, skąd sukces tego typu gastronomii. Po pierwsze - to projekty ludzi młodych. Z pasją, świeżymi pomysłami, energią i zaangażowaniem.
Po drugie - dbają o każdy detal, o świeżość produktów, o powtarzalność potraw. Po trzecie - mają konkurencyjne ceny i szybki czas podawania.
Na pierwszy rzut oka tanio nie jest, bo za kanapkę trzeba zapłacić około 16 złotych (cena uśredniona). Jeśli jednak wziąć pod uwagę, co za te pieniądze dostaniemy, naprawdę warto.
Krótko mówiąc - bydgoskim restauratorom wyrosła niespodziewanie konkurencja, a - jak wiadomo - nic tak nie wpływa na dobro konsumentów, czyli nas, jak mnogość oferty.
Malkontentów kulinarnych zapraszam do bydgoskich food trucków, szczególnie o tej porze roku - kanapka z sokiem z mango na świeżym powietrzu smakuje wybornie. Zapewniam, że pod daszkiem samochodu każdy znajdzie coś dla siebie.