Przed sobotnim meczem w II lidze Zawisza - Jarota (3:0), włodarze CWZS Zawisza, Zawisza S.A. i SP Zawisza uhonorowali klubowymi pamiątkami bohaterów historycznego w dziejach klubu awansu do I ligi sprzed pół wieku.
<!** Image 2 alt="Image 160307" sub="Swoją obecnością upamiętnili wydarzenia sprzed 50 lat byli pikarze Zawiszy. Od lewej: Jerzy Sułkowski, Bronisław Waligóra, Zbigniew Kwiatkowski, Zbigniew Kremplewski, Waldemar Chmara i Edmund Rychlewicz. Fot. Tymon Markowski">Następnie sześciu obecnych w Bydgoszczy byłych zawodników (przyjechali z Gdańska, Gdyni, Włocławka) zostało zaproszonych do ratusza na spotkanie z prezydentem miasta. - To piękne i wzruszające, że ktoś o nas pamięta - stwierdził Bronisław Waligóra, w przeszłości również trener „wojskowych”.
Zbigniew Kwiatkowski, który miał wkład w historyczny awans, przypomniał, że za ten sukces w 1960 roku zawodnicy otrzymali po 5 tysięcy złotych. - Ale to nie było dla nas najważniejsze - stanowczo podkreślił. - W porównaniu z tym, co mamy dzisiaj, to my za naszą grę otrzymywaliśmy symboliczne gratyfikacje.
Waligóra: - Sporo zawodników z tamtego składu występowało w reprezentacji Wojska Polskiego, do kadry „łapał się” tylko Józef Rembecki.
Zbigniew Kremplewski dodaje: - Dopingowało nas 10-15 tysięcy kibiców, którzy przychodzili popatrzeć na dobrą piłkę. Nigdy nie było żadnych burd. Po 6:0 z Lechem owacje trwały jeszcze pół godziny po meczu.
- Trenerzy Scharle i Kamiński świetnie dobrali skład. Szkoda, że nie udało się go dłużej utrzymać, bo mogliśmy osiągnąć jeszcze więcej - uważa Zbigniew Kwiatkowski.
50 lat minęło
Wierszyk na pamiątkę
- Na okoliczność sobotniego spotkania z okazji pierwszego w historii Zawiszy Bydgoszcz awansu do I ligi, jeden z członków tej drużyny, Zbigniew „Kwiki” Kwiatkowski, napisał wiersz:
„Drodzy organizatorzy tego złotego, jubileuszowego spotkania. Chciałbym Wam wyrazić wdzięczność, za fakt jego zapamiętania. Za możliwość spotkania się bohaterów, z tamtych dni, w sercach których ten niepowtarzalny wyczyn, do dziś się cni. Ile wspaniałych chwil spędziliśmy na tej bydgoskiej murawie. Pragnęliśmy grać jak najlepiej, nie myśleliśmy o sławie. W każdy rozgrywany mecz, wkładaliśmy maximum swych umiejętności, by sympatykom i działaczom Zawiszy, sprawić swą grą jak najwięcej radości. Pamiętacie przyjaciele, to na szczycie rozgrywane spotkanie, gdy pretendent do I ligi z Poznania, w Bydgoszczy otrzymał sromotne lanie.
Nie zapomnę do końca swych dni słów, które gen. Huszcza wypowiedział: „Kwiatek, to nie była gra, to był koncert, którego się nikt nie spodziewał.
Wznieśliście się na wyżyny swych piłkarskich umiejętności, sprawiając Waszym sympatykom, niezapomniane chwile radości.
Pamiętacie miny, naszpikowanej reprezentantami gdańskiej Lechii, piłkarzy, gdy w Wajmarze pokonani przez nas 3:0, z boiska schodzili ze łzami na twarzy.
Pamiętacie miny niemieckich kibiców, którzy nie mogli uwierzyć, że to w biało-zielonych koszulkach grają Ci „inter nacjonal szpilerzy”. Pamiętacie wrocławski stadion i dwudziestotysięczną widownię, gdy Leszek Pudłowski strzelając zwycięską bramkę, kto jest lepszą drużyną udowodnił.
Można by mnożyć te niezapomniane, wspaniałe chwile, które stwarzali swym wielbicielom grający w Zawiszy żołnierze i cywile. Byli wspaniali, byli niedoścignieni, w tym co robili. umieli grac w piłkę i cieszyć się, z każdej na boisku spędzonej chwili.
Nie danym im było - mimo wspaniałej gry - reprezentować barw kraju. Na to posiadali patent ślązacy i warszawiacy, bydgoszczanie jechali w nagrodę do azjatyckiego raju. Nic na to nie poradzimy, tak wygląda ten nasz polski, sportowy świat. Żyjmy nadzieją, że zmieni się na lepsze, gdy spotkamy się za pięćdziesiąt lat”.
Zbigniew Kwiatkowski