Marcin Jędrzejewski upadł na tor w pierwszym swoim starcie podczas domowego meczu z Marmą Rzeszów. Mimo złamanej kości łódeczkowatej prawego nadgarstka, wziął jeszcze udział w trzech wyścigach.
[break]
- W pierwszym starcie po upadku nic nie czułem; potem lekko bolało - wspomina w rozmowie z „Expressem” żużlowiec Polonii. - Dopiero rano, gdy ręka napuchła i była gruba jak noga, zorientowałem się, że jest źle. Prześwietlenie wykazało złamanie kości łódeczkowatej. To najgorsza kontuzja, bo kość sama się nie zrasta i trzeba ją operować. Na zabieg nie było jednak czasu. Poddałem się rehabilitacji, odpuściłem jeden mecz i ścigałem się dalej.
- Ból nie był taki straszny, dało się wytrzymać - kontynuuje. - Bolało trochę, gdy wpadłem w dziurę i motocyklem szarpnęło oraz po zawodach. Ale generalnie nie było źle.
Jędrzejewski startował ze złamaną kością, a potrafił osiągać dwucyfrowe wyniki.
- Musiałem trzymać dłoń w jednej pozycji. Kiedy więc „nawinąłem” gaz, ciężko było mi później zwolnić - odpowiada z uśmiechem „Siopek”.
Dopiero w piątek, 31 października zawodnik znalazł się na stole operacyjnym.
- Zabieg odbył się w szpitalu w Żninie i trwał 3 godziny. Przy okazji chciałbym podziękować doktorowi Piotrowi Stenclowi - mówi Jędrzejewski. - Lekarze przewidują, że ręka będzie w pełni sprawna za sześć tygodni. Zrobię jednak wszystko, aby przygotowania do sezonu rozpocząć już 1 grudnia. Początkowo ciężko będzie zapewne z boksem, który jest moim ulubionym sportem w okresie zimowym, ale najwyżej będę uderzał lewym prostym - kończy z uśmiechem Marcin Jędrzejewski, który nie tak dawno przedłużył kontrakt z Polonią na sezon 2015.