To się mogło zdarzyć każdemu. Anna Kawka musiała płacić alimenty na dzieci, które po rozwodzie zostały przy ojcu. Obecne dziecko ma z drugim, byłym mężem. Była bezrobotna, żyła z tego, co dostawała z opieki. Długi rosły, sprawa trafiła do komornika z bydgoskiego śródmieścia. Anna Kawka zaczęła spłacać zaległości - trochę ponad 200 złotych miesięcznie.
[break]
- Nigdy nie uciekałam przed płaceniem - zastrzega. Aż los się do niej uśmiechnął - dostała pracę w sklepie. - Podniosłam trochę status, z 600 złotych skoczyłam na 1400 miesięcznie, to olbrzymia różnica - cieszy się. W dobrej wierze poszła do komornika i go o tym poinformowała.
Przeżyła szok, bo chwile potem dostała pismo od niego, że od 1 sierpnia będzie... zabierał jej każdą złotówkę, którą zarobi. Co więcej - dziennie odsetki wynoszą 0,89 zł, a za każdy przelew komornik ustalił koszt 2 zł! Do oddania jest 12 tys. zł plus koszty egzekucji.
Jak to możliwe, skoro prawo pozwala na zajęcie tylko połowy dochodów, a w przypadku spłaty alimentów - 60 procent pensji?! - Ten przepis dotyczy wyłącznie umowy o pracę, ja pracuję na umowę zlecenie, więc komornik ma prawo tak postąpić - mówi kobieta.
Dodaje jednak, że wysokość zajęcia mogłaby być inna. - Rozmawiając z kancelarią dowiedziałam się tylko tyle, że decyzja należy do wierzyciela - mówi. - Zaraz się okaże, że wierzyciel będzie mi kazał zabrać mieszkanie.
Z Maciejem Bakalarskim, komornikiem, nie udało nam się wczoraj porozmawiać. Wykonywał czynności w terenie. - Na temat konkretnych spraw niestety i tak nie udzielamy informacji - usłyszeliśmy w kancelarii.
Anna Kawka skierowała do komornika pismo z prośbą o umorzenie długu. Być może pracodawca pójdzie jej na rękę i zatrudni na podstawie umowy o pracę.
- Zawsze na czynności komornika przysługuje prawo złożenia zażalenia do sądu - powtarzał wielokrotnie na łamach „Expressu” Robert Damski, rzecznik Izby Komorniczej w Gdańsku. - To i tak nic nie da, sąd stanie po stronie komornika, a ja stracę tylko czas - mówi zrozpaczona kobieta.