<!** Image 1 align=left alt="Image 24786" >Wolny piątek na przeżywanie papieskiej pielgrzymki na razie dostarcza sporo przeżyć mało związanych z religijną zadumą. Tydzień temu, kiedy premier ogłosił, że daje wolne podległym mu urzędnikom, a Roman Giertych zaapelował do szefów oświaty, by w piątek odwołali zajęcia szkolne, na internetowych forach zawrzało.
Najmocniejszy, moim zdaniem, argument wiązał się z pytaniem, dlaczego tak późno władze podejmują ważne decyzje, skoro termin i program pielgrzymki znane były dużo wcześniej. Ale okazuje się, że nawet w ostatnim tygodniu wiele rzeczy nie zostało do końca wyjaśnionych. Kiedy przedwczoraj wieczorem spytałem żonę, nauczycielkę, co robi w piątek, odparła, że idzie do pracy. „Ach, wiesz - wyjaśniała - nawet się z tego cieszę, bo gdyby piątek był wolny, to musielibyśmy go odrabiać w sobotę”. Zacząłem jej wyjaśniać, że przecież nie trzeba odrabiać, na co zrobiła duże oczy. Sytuacja jest kuriozalna. Minister Giertych, oprócz apelu, wydał bowiem rozporządzenie w sprawie „papieskiego” piątku jako dnia wolnego, którego nie trzeba odpracowywać, ale akt ten jeszcze nie nabrał mocy prawnej. I kiedy nabierze, nie wiadomo.
Wczoraj, gdy nasza reporterka usiłowała wyjaśnić, czy i na jakich zasadach szkoły wykonają apel ministra (bo przecież rozporządzenia formalnie nie ma), też wszędzie nie było to jasne. „Dyrektor jeszcze nie podjął decyzji” - usłyszała w sekretariacie jednej ze szkół. Skoro we wtorek dyrektor jeszcze medytował, czy w piątek ma być wolne, to kiedy zamierza o tym powiadomić - przede wszystkim rodziców? I jakąkolwiek by teraz decyzję podjął, o spokojnym zaplanowaniu papieskiego weekendu w rodzinach uczniów i nauczycieli nie będzie już mowy.