Komitety wyborcze obiecują ludziom pracę w obwodowych komisjach wyborczych. Nie za darmo. Trzeba wykonać robotę agitacyjną. Roznieść ulotki, rozlepić plakaty albo dać pieniądze.
<!** Image 3 align=right alt="Image 64575" sub="Liczba chętnych do pracy w niektórych komisjach obwodowych wymusza losowanie; w innych niedobór uzupełnia się delegowaniem urzędników. /Fot. Dariusz Bloch">Zarejestrowany w Bydgoszczy Komitet Wyborczy Wyborców „Mniej Podatków” jest jednym z tych komitetów widmo, które nagle się pojawiły i nagle zniknęły, nie zgłaszając nawet kandydatów do Sejmu i Senatu. Mimo to komitetowi udało się wcisnąć swoich przedstawicieli do pracy w obwodowych komisjach wyborczych.
Rozdawanie ulotek
Aby dostać to zajęcie, trzeba było podpisać odpowiednie zobowiązanie do pomocy w kampanii wyborczej. Miała ona polegać na oklejeniu plakatami swojej posesji, wrzucaniu ulotek do skrzynek pocztowych (ok. 2-3 godzin), rozdawaniu materiałów propagandowych na ulicach oraz na wpisywaniu się z pochlebnymi informacjami o kandydacie na forach internetowych. Jeśli ktoś nie ma czasu, wystarczyło, że wpłacił pieniądze na konto komitetu.
W „Ankiecie kandydata na członka obwodowej komisji wyborczej”, będącej tak naprawdę zobowiązaniem do współpracy, jest informacja, że komitet popiera Unię Polityki Realnej oraz kandydata na Sejm Marcina Sypniewskiego z listy PiS. Zadzwoniliśmy do niego. Okazało się, że to młody prawnik.
<!** reklama left>- Wie pan, kurczę, ja się tym nie zajmowałem. Tylko moja siostra. Zresztą ja już nie potrzebuję tego poparcia, bo okazało się, że startuję z listy PiS. A poza tym, kiedy UPR połączyła się z LPR, komitet postanowił się wycofać - tłumaczy mężczyzna. Wyraźnie speszony.
Komitetów, które nie zarejestrowały swoich kandydatów i nie wiadomo właściwie, po co zostały utworzone, znaleźliśmy więcej. Niektóre z nich mają ciekawe nazwy: KW „Obrona Narodu Polskiego” z Katowic, KW „Polskiej Wspólnoty Narodowej” z Warszawy, KWW „Pro Vita et Patria”.
Można zarobić
Praca w komisji wyborczej to dla biedniejszych obywateli nadzieja na zarobienie paru groszy. Zwykły członek komisji otrzymuje 135 złotych, zastępca przewodniczącego 150, a przewodniczący 165. Szkoleniem ludzi, którzy odpowiadają później za prawidłowy przebieg głosowania i rzetelność wyników (zliczają bowiem głosy), zajmują się urzędy miasta i gminy. One też płacą. Pieniądze pochodzą z kasy lokalnych samorządów, czyli w pewnej części z portfeli podatników. Robota jest prosta: dyżur w lokalu w czasie wyborów i potem pełna dyspozycyjność podczas liczenia głosów. Chętnych do pracy jest zazwyczaj więcej niż miejsc. Tak było m.in. w Bydgoszczy, gdzie o miejscu w komisji rozstrzygnąć musiały losowania.
Korzystają z tego partie polityczne i komitety wyborcze, bowiem tylko one mają prawo delegować kandydatów do pracy w komisjach. Mogą wystawić po jednym kandydacie w każdej komisji. Czyli jeśli w całym okręgu jest 200 lokali wyborczych, to tylu właśnie mężów zaufania ma prawo desygnować jeden tylko komitet. Jest to spora armia ludzi, których można wykorzystać także w inny sposób: do roboty politycznej w kampanii lub finansowo. I tak się właśnie dzieje.
- W ubiegłym roku przed wyborami samorządowymi dotarły do nas informacje, że obiecuje się ludziom miejsca w komisjach, jeśli wpłacą odpowiednią kwotę pieniędzy - mówi Lech Borowski, pełnomocnik ds. wyborów w Toruniu.
W bydgoskiej delegaturze Państwowej Komisji Wyborczej przyznają, że podobne praktyki są tajemnicą poliszynela i dzieją się od lat. - Wiemy o tym na przykład, że obiecuje się ludziom pracę w komisji w zamian za zbieranie podpisów na listach kandydatów. Ludzie sami nam o tym opowiadają w czasie wyborów, bo też się im to nie podoba. Ale nikogo za rękę nie złapaliśmy - mówi jeden z pracowników PKW w Bydgoszczy.
Oniemieli z wrażenia
Wczoraj przekazaliśmy „Ankietę” oraz „Instrukcję dla kandydata” (dokumenty wymyślone przez KWW „Mniej podatków”) pracownikom Państwowej Komisji Wyborczej. Oniemieli z wrażenia. Czegoś takiego jeszcze nie widzieli.
- Przekażemy te dokumenty szefowi do Warszawy. Jesteśmy pod dużym wrażeniem tych materiałów. Na pewno zrobimy z nich odpowiedni użytek - usłyszeliśmy. W ubiegłych latach w kilku gminach naszego województwa dochodziło do karnego odwoływania sporych grup członków komisji wyborczych. Za to, że po zaprzysiężeniu do pracy w komisji wykonywali oni nadal robotę agitacyjną na rzecz partii, podpisując się na przykład pod listami poparcia dla danego kandydata.