Na budowach, przy demontażu wraków i rusztowań, sprzątaniu, w zakładach przetwórstwa - w takich miejscach najczęściej pracują robotnicy, z którymi pracodawcy nie podpisują umów.
Ogólnopolskie dane statystyczne pokazują, że w Polsce aż 27 proc. osób zatrudnionych jest na czarno. To, zdaniem ekspertów, jeden z najwyższych wskaźników w Europie. Okręgowy Inspektorat Pracy w Bydgoszczy skontrolował w minionym roku ponad tysiąc podmiotów gospodarczych, które zatrudniają ponad 50 tysięcy osób.
- Najwięcej nieprawidłowości stwierdzono w firmach, które zajmują się przetwórstwem. Tam bez umów o pracę pracowało 48 procent zatrudnionych - mówi Katarzyna Pietraszak, rzeczniczka prasowa OIP. - Uchybienia najczęściej występowały w małych i średnich przedsiębiorstwach.
<!** reklama>Inspektorzy stwierdzali w nich nie tylko brak umów o pracę. Okazało się też, że przedsiębiorcy nie odprowadzali także składek na fundusz pracy oraz obowiązkowych składek na ubezpieczenia społeczne.
- Pracowałem w tartaku bez umowy - mówi pan Jan, z zawodu cieśla. - Wykonywałem też dodatkowe prace, które powinien wykonywać zaopatrzeniowiec. Mój pracodawca twierdził, że dopadł go kryzys i nie ma więcej pieniędzy. Wypłatę otrzymywałem więc do ręki. Nie zawsze taką, na jaką się umawialiśmy.
Pracodawcy wyjaśniali inspektorom pracy i próbowali udowodnić, że pracowników przyjęli na kilka godzin przed rozpoczęciem kontroli i że nie wystarczyło im pieniędzy na opłacenie wymaganych składek. Za takie przewinienia zostali ukarani mandatami o wysokości 1500 złotych.
- Taką karę poniósł właściciel jednej z bydgoskich przychodni, który zatrudniał sprzątaczkę bez umowy o pracę. Nie zgłosił też tego do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych - informuje Katarzyna Pietraszak. - Po naszej interwencji zatrudnienie zostało zalegalizowane. Sprzątaczka otrzymała zaległe wynagrodzenie.
Inny pracodawca zatrudniał bez umów trzech pracowników, którzy zajmowali się montażem rusztowań. Robotnicy nie mieli uprawnień do wykonywania tego typu pracy.
- Właściciel firmy podczas kontroli oświadczył, że nie ma pieniędzy i rezygnuje z działalności gospodarczej - mówi Katarzyna Pietraszak. - Nie stawił się na spotkanie, a potem wyrejestrował firmę i... zgłosił nową działalność. Stanie za to przed sądem.