Zasiada pan w różnych gronach jurorskich, czy ocenianie najmłodszych pianistów to inne doświadczenie?
Są różne konkursy dla dzieci i młodzieży. Szafarnia należy do tych o najwyższym poziomie na świecie. Bez wątpienia jest to w swojej dziedzinie jeden najważniejszych konkursów. Z tego powodu oczekujemy tu grania bezbłędnego, bardzo dobrego technicznie, oczekujemy pianistów o świetnej pamięci. Oczywiście, jeśli ewidentnie uzdolnionemu młodemu artyście zdarzy się drobna usterka techniczna, nie notujemy tego w pamięci. To jest jednak tylko podstawa, dalej są zdolności, talent i charyzma. Tak, proszę mi wierzyć, że tę charyzmę widać już u kilkuletnich dzieci.
W Szafarni duch Chopina pojawia się w sposób bardziej namacalny niż gdzie indziej?
Może zabrzmi to jak herezja, ale dla mnie to miejsce jest ważniejsze niż Żelazowa Wola. W Szafarni Chopin był już jako chłopak ukształtowany. Tu się bawił, tu wędrował, tu na wiejskim weselu zagrał na basetli, kiedy „zmęczenie” zmorzyło jednego z muzykantów. Tutejsze przeżycia mocno wpisały się w jego pamięć i zostały utrwalone w wielu późniejszych utworach. Muszę przyznać, że ile razy tu jestem, nie mogę oprzeć się wzruszeniu.
Tegoroczny konkurs był szczególny ze względu na ustępującą epidemię i wstępującą wojnę. Czego się dowiedzieliśmy o młodych pianistach, którzy przyjechali do Szafarni w tak trudnym czasie?
Poziom w Szafarni zawsze jest bardzo wysoki i z roku na rok rośnie! Absolutnym wydarzeniem był występ Polaka reprezentującego USA Antoniego Ignacego Kleczka. To jest chłopak, posiadający w repertuarze bardzo trudne utwory, z którymi nawet nie wszyscy studenci by sobie poradzili. Nie było w tym roku pianistów z Rosji ani z Chin, którzy zazwyczaj zajmują bardzo wysokie lokaty, ale tegoroczni uczestnicy zagrali tak znakomicie, że ten brak nie doskwierał. Na pewno wielu z młodych artystów zobaczymy jeszcze na „dorosłym” Konkursie Chopinowskim.
