Na schodach okazałej willi przy ulicy Dąbrowa w Bydgoszczy stanął Ryszard Paradowski, jeden z kierowników spółki i z zakłopotaniem zaczął czytać oświadczenie prezesa zarządu Józefa Lipińskiego.
[break]
Treść pokrótce: zaległe wynagrodzenia za kwiecień zostaną wypłacone do połowy czerwca, opóźnienia wynikają z „pogorszenia płynności finansowej”, pan prezes przeprasza pracowników oraz ich rodziny. „Przepraszam” napisano dużymi literami, lecz kierownik Paradowski nie umiał tych wielkich liter odpowiednio zaakcentować.
Ludzie usłyszeli jeszcze, że prezes jest na zwolnieniu lekarskim, mimo to intensywnie działa w sprawie sprzedaży udziałów zagranicznemu inwestorowi.
- Byli dzisiaj Francuzi, ale jak zobaczyli tych ludzi przed bramą, to uciekli - mówi na boku jeden z pracowników biura. - Co tu dużo gadać, szef przeinwestował i tyle - dodaje mężczyzna.
Zmęczeni i zdenerwowani pracownicy Microsu na oświadczenie Józefa Lipińskiego zareagowali najpierw śmiechem, a potem rezygnacją. Po godzinie stania przed furtką rozeszli się do domów bez niczego.
Nie dostają wypłat od kwietnia, a od grudnia firma płaci im na raty. Zresztą nie zarabiali tu przyzwoicie. Tysiąc złotych miesięcznie na umowie śmieciowej albo najniższa krajowa, to przeciętne pensje pracowników Microsu. Sprzątali klatki schodowe, grabili liście, odśnieżali, pilnowali obiektów, obstawiali nawet sądy.
- Czyli dzisiaj pieniędzy nie dostaniemy? Nie będzie przelewów? - pytali człowieka na schodach.
- Przelewy systematycznie wychodzą - odpowiadał Ryszard Paradowski.
- Od grudnia to słyszymy - denerwowali się zgromadzeni.
- Nam zalegają inne firmy - bronił się kierownik. Nie umiał jednak powiedzieć, jak bardzo zadłużony jest Micros, ani tego, ile winne są spółce inne firmy.
