<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >No i popsuli Lechowi imieniny. Bo choć zadęcie było spore, gości tabun, a premier oszałamiał swoim spinkowym prezentem, to nad wszystkim wisiała chmura dzisiejszej premiery książki IPN. A w takiej atmosferze nawet błędny napis na torcie robił wrażenie perfidnej prowokacji.
Chciałoby się powiedzieć: - Panie prezydencie, nic to! Czy ten epizod współpracy w latach 70. był, czy go nie było, Lech Wałęsa pozostanie ikoną polskiej walki o niepodległość na wieki wieków. I ani jego przeciwnicy nie porysują mu pomnika, ani byli esbecy, ani on sam, choćby nie wiem jak ogniście reagował. Nie popsuł go przecież nawet jakością swojej prezydentury.
Jasne jest, że całą sprawę każdy filtruje przez swoje polityczne chciejstwo, konflikt lat 90. i obecne animozje, ale i tak żałość człowieka ogarnia, kiedy słucha, jak wszystkie strony próbują coś na „Bolku” ugrać. Jak ostro walczą obrońcy Lecha, którzy w czasie „wojny na górze” równie ostro mu dokładali. Jak znowu wychodzą z cienia różni frustraci, zapiekli w krzywdach jeszcze w latach 80. Jak mężowie stanu z minką baranków przypominają sobie nagle pewne wydarzenia. Jak obszczekuje się Wałęsę i jak, z drugiej strony, „glanuje” autorów książki.
Świetnie w tej batalii odnalazł się premier Tusk, czarujący wszystkich wyważeniem swoich wypowiedzi. Prawie jak prawdziwy prezydent. Z jednej strony akcentuje nienaruszalność pomnika Wałęsy i małość kręcących się wokół niego pyskaczy, a z drugiej woła, że wolność badań naukowych święta jest. Cóż, nasz premier to w końcu mistrz odnajdywania się.