Jak podaje Onet, wkrótce Najwyższa Izba Kontroli ma opublikować raport nt. organizacji tzw. wyborów kopertowych z maja 2020 roku. Portal miał poznać "główne dokumenty pokontrolne".
Jak podano, "Izba ma dowody stawiające w trudnym położeniu prawnym obecnego szefa rządu Mateusza Morawieckiego oraz kierującego jego kancelarią min. Michała Dworczyka". Portal powołując się na te dokumenty twierdzi, że "wnioski pokontrolne wobec nich są wygładzone i zepchnięte do spraw wręcz drugorzędnych". Inspektorzy NIK mieli się skupić "głównie na na urzędnikach średniego szczebla, pomijając najważniejsze osoby, które uczestniczyły w tym procesie".
W całej sprawie chodzi o ponad 73 mln zł z budżetu państwa, które przeznaczono na organizację tzw. wyborów kopertowych, które ostatecznie sienie odbyły. Do tego, według ustaleń portalu, ma dochodzić "tuszowaniu błędów, odpowiedzialności finansowej oraz karnej, a także groźbach o odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu dla ludzi z pierwszych stron gazet".
"Robiliśmy wszystko, by do takich wyborów mogło dojść"
Premier Mateusz Morawiecki został zapytany o te doniesienia podczas wtorkowej konferencji prasowej. Szef rządu przyznał, że "rząd ma nie tylko prawo, ale i obowiązek przygotowania wyborów prezydenckich w odpowiednim terminie konstytucyjnym". - Z tego można wywnioskować obowiązek konstytucyjny. Trzymaliśmy się go i robiliśmy wszystko, by do takich wyborów mogło dojść - odpowiedział.
Z kolei Michał Dworczyk, szef KPRM pytany przez dziennikarzy w Sejmie poprosił o zaczekanie na "oficjalne wyniki kontroli, a nie na przecieki". - Potem będziemy się do niej odnosić - powiedział.
- Dowody do postawienia przed Trybunał Stanu"- skomentował wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej Tomasz Siemoniak.
