https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Prątki boją się tylko światła

Dawniej podkreślano, że istotnym czynnikiem sprzyjającym zachorowaniu na gruźlicę jest niedożywienie. Dziś już wiadomo, że zachorować może każdy, bez względu na status majątkowy.

<!** Image 2 align=left alt="Image 17144" >Przez wiele lat Polacy musieli obowiązkowo raz na rok prześwietlać płuca. Władza ludowa martwiła się o kondycję narodu. Najbardziej prawdopodobna była być może chęć odniesienia propagandowego sukcesu: dobra władza zniszczyła złą chorobę biednych, bo przecież biednych w PRL być nie mogło. Potwierdzeniem tej tezy jest fakt, że w latach 60. i 70. z wielu ośrodków leczących gruźlicę znikały szyldy, choć w budynkach nadal leczono osoby dotknięte tą chorobą. Bez względu jednak na to, jaki cel przyświecał ówczesnej władzy, walka z gruźlicą była o niebo łatwiejsza niż dziś. Starsze pokolenie pamięta zapewne autobusy rentgenowskie jeżdżące po miasteczkach i wioskach, wezwania rozsyłane do domów i restrykcje, którymi grożono niechętnym do prześwietlania swoich płuc obywatelom. Potem nagle zniknęły autobusy, w chwilę później część przychodni i poradni tzw. „płucnych”. Oczywiście tak jak w latach 60. gruźlica nie zniknęła wraz ze zdjęciem szyldów, tak i likwidacja obowiązkowych prześwietleń nie oznacza, że Polska pozbyła się prątków raz na zawsze.

Biedak--suchotnik

Od lat w społeczeństwie pokutuje przekonanie, że na gruźlicę chorują tylko biedacy. Okazuje się, że, co prawda rzadko, ale bywa, że choroba ta dotyka osób mieszkających w dobrych warunkach, wcale nie biedne, jednak np. wycieńczone pracą, stresem, niehigienicznym trybem życia.

Zagrożeni są wszyscy

Beata studiowała dwa fakultety. W czasie wakacji jeździła dorabiać do Anglii, gdzie pracowała po 16 godzin dziennie w pubie. Żywiła się przywiezionymi z Polski puszkami, nie dosypiała po nocach. W ciągu trzech lat schudła tak bardzo, że znajomi nie poznawali jej na ulicy. Pewnego dnia zobaczyła krew w wyplutej ślinie. Była przerażona.

- Gdy w końcu poszłam do lekarza, ten nie miał żadnych wątpliwości. Badanie płuc było jednoznaczne. Zaawansowana gruźlica. Prawdopodobnie zaraziłam się od dziadka, który z nami mieszkał - wspomina młoda kobieta. - Musiałam całkowicie się przestawić. Przez trzy miesiące leżałam w szpitalu. Teraz jestem na szczęście już całkiem zdrowa, ale leczenie trwało bardzo długo.

Zaburzona równowaga

Gruźlica, to choroba zakaźna wywoływana przez bakterię - prątek wykryty przez niemieckiego lekarza i bakteriologa Roberta Kocha w 1882 roku. Polska nazwa „gruźlica” pochodzi od zmian widocznych w badaniu histopatologicznym w tkance zmienionej gruźliczo - tzw. gruzełków. Dawna nazwa „suchoty” nie jest już używana. Została wprowadzona przez Hipokratesa ze względu na wyniszczający („wysuszający”) przebieg choroby.

Na gruźlicę chorują zarówno ludzie w starszym wieku, jak i młodzi, a nawet bardzo młodzi. Przeważnie tacy, którzy omijają lekarzy z daleka. Nie dbają o siebie. A przede wszystkim muszą mieć kontakt z zakażoną osobą. Choroba przenosi się drogą kropelkową. W pierwszym etapie może nie dawać żadnych charakterystycznych oznak. Bywa, że niektóre symptomy gruźlicy są bagatelizowane zarówno przez samych chorych, jak i lekarzy pierwszego kontaktu, do których zgłaszają się np. ze względu na przewlekły kaszel.

- Gruźlica rozwija się wówczas, gdy zostaje zaburzona równowaga między odpornością organizmu a zjadliwością prątka. Czujność powinny wywołać takie objawy, jak osłabienie, nocne poty, przedłużający się ponad trzy tygodnie kaszel, gwałtowne chudnięcie, stany podgorączkowe. Jeśli występuje krwioplucie to choroba jest już zazwyczaj daleko posunięta. Do nas wciąż trafiają tacy pacjenci, ale my już na oddziale nie leczymy gruźlicy - mówi dr Ewa Trawińska, zastępca ordynatora Oddziału Chorób Płuc Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu. - W razie każdego podejrzenia gruźlicy kierujemy chorych do Kujawsko-Pomorskiego Centrum Pulmonologii w Bydgoszczy. Podobnie robią lekarze spotykający się z takim chorymi na innych oddziałach, np. wewnętrznym.

<!** Image 3 align=right alt="Image 17145" >- Chorych na gruźlicę jest ostatnio co prawda mniej, ale zdarzają się przypadki bardzo zaawansowanej choroby i to nawet u osób żyjących w dobrych warunkach. Bywa, że lekarze rodzinni nie tylko bagatelizują pierwsze objawy, ale ze względu na oszczędności odmawiają wręcz skierowania swoich pacjentów na zdjęcie rentgenowskie - zaznacza dr Trawińska.

Przerywają terapię

Jak podkreśla dr Trawińska, najbardziej niebezpieczny dla otoczenia jest taki chory, który w ogóle się nie leczy. Stały kontakt z prątkującą osobą stwarza bowiem bardzo duże zagrożenie, choć nie każdy, kto się zetknie z prątkiem, zachoruje na gruźlicę. Zależy to od wielu czynników, m.in. odporności organizmu, warunków bytowych, sytuacji życiowej. Także od tego, jak długo osoby z otoczenia chorego są narażone na kontakt z prątkami gruźlicy. Oczywiście, im dłużej tym gorzej dla nich. Szczególnie, gdy dotyczy to dzieci.

Leczenie gruźlicy trwa przeciętnie pół roku. Przez pierwsze dwa miesiące chory powinien przebywać w szpitalu. Jeśli jest zdyscyplinowany, może jednak wcześniej iść do domu, gdy tylko przestaje prątkować, czyli z reguły po dwóch-trzech tygodniach. Sposób leczenia nie zmienia się od dziesiątków lat. Jest kilka podstawowych leków. Są one skuteczne, jednak bywają przypadki gruźlicy tzw. lekoopornej i wtedy zaczynają się kłopoty.

Cięższą gruźlicę spotyka się nadal częściej u osób będących w trudniejszym położeniu materialnym. Tacy chorzy nierzadko przerywają terapię, nie biorą systematycznie leków. A choroba wciąż postępuje. Podstawą sukcesu jest ścisłe stosowanie się do zaleceń lekarza.

Mężczyźni chorują częściej

Kujawsko-Pomorskie Centrum Pulmonologii w Bydgoszczy dysponuje dwoma obiektami - szpitalem przy ul. Seminaryjnej i byłym sanatorium w Smukale przy ul. Meysnera 9 z oddziałem rehabilitacji oraz leczenia gruźlicy i chorób płuc wraz ze zlokalizowanym w oddzielnym pawilonie oddziałem leczenia gruźlicy płuc. Do Bydgoszczy docierają pacjenci z podejrzeniem gruźlicy z prawie całego województwa. Wyjątkiem jest Grudziądz. Nie bez powodu.

- U nas ta choroba nadal jest poważnym problemem i wciąż ludzie chorzy na gruźlicę, to przede wszystkim osoby bardzo biedne, niedożywione, z problemem alkoholowym, bezdomni. Zdecydowanie częściej chorują mężczyźni niż kobiety. Sporadycznie zdarza się, że na gruźlicę zapadają pojedyncze osoby, żyjące w dobrych warunkach, pracujące zawodowo. Z reguły są to całe rodziny. Bywa, że kilka rodzin w jednej kamienicy. Są też określone dzielnice miasta, gdzie choroba występuje szczególnie często - wyjaśnia dr Joanna Nowacka-Apiyo, ordynator Oddziału Gruźlicy i Chorób Płuc Regionalnego Szpitala Specjalistycznego w Grudziądzu. - Przeważnie mamy pacjentów w bardzo zaawansowanym stadium, prątkujących. W ubiegłym roku przebywały na oddziale 23 takie osoby. Teraz na osiem „gruźliczych” łóżek zajętych jest pięć.

Dzieci jadą do Gdańska

- To, że mój 11-letni syn ma gruźlicę, wyszło na jaw, przy okazji szczepień. Wynik był zły i zdjęcie rentgenowskie wykazało stan zapalny. Po leczeniu w szpitalu dojeżdżamy do poradni w Bydgoszczy, bo w Toruniu już takiej nie ma - narzeka pani Magdalena.- To dla nas bardzo uciążliwe, m.in., ze względu na koszty.

W województwie kujawsko-pomorskim dzieci chore na gruźlicę, które wymagają leczenia szpitalnego, kierowane są do Gdańska albo Rabki. Lekarzy o specjalności pulmonolog dziecięcy jest niewielu. Między innymi dlatego (istotnym powodem były też kwestie finansowe) zlikwidowano dwa lata w Toruniu dziecięcą poradnię przeciwgruźliczą na Bielanach.

- Schematy postępowania w przypadku dzieci i dorosłych są podobne. Różnica w leczeniu polega na tym, że u dzieci dawkę leku przelicza się na masę ciała, a u dorosłych tego się nie robi - mówi dr Zdzisław Piasecki, pulmonolog dziecięcy. - Dziwię się, że w tak dużym mieście jak Toruń nie ma poradni przeciwgruźliczej dla dzieci, bo nie chodzi tylko o leczenie samego chorego. Ważne jest przecież też objęcie opieką środowiskową wszystkich osób z otoczenia chorego.

Jak dodaje dr Piasecki, u dzieci, których organizm szybciej się rozwija, także prątek szybciej „działa”. Dlatego postęp choroby, o ile nie jest leczona, bywa bardzo szybki.

- Co prawda gruźlica u dzieci nie występuje często, jednak zdarzają się przypadki bardzo zaawansowanej postaci tej choroby - podkreśla pulmonolog dziecięcy.

Opóźnione leczenie gruźlicy sprawia, że w płucach tworzą się nieodwracalne zmiany.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski