Jeśli NFZ nie zwiększy limitu na zabiegi wszczepienia implantów słuchu, naszym dzieciom grozi kalectwo! - alarmują rodzice małych pacjentów Oddziału Laryngologii Szpitala Dziecięcego w Bydgoszczy.
<!** Image 5 align=none alt="Image 200282" sub="Albo kujawsko-pomorski NFZ nas wysłucha, albo będziemy musiały jeździć z dziećmi do Warszawy i Poznania - mówią matki małych pacjentów oddziału laryngologii szpitala dziecięcego w Bydgoszczy
Fot.: Dariusz Bloch">
Igor, 6-letni syn Agnieszki Kwasińskiej z Bydgoszczy, czeka na operację wszczepienia protezy słuchy, czyli implantu ślimakowego. - Syn od urodzenia miał niedosłuch, w ubiegłym roku stracił słuch całkowicie. Jeśli nie dostanie implantu, nie będzie słyszał i mówił - mówi mama Igora.
Oddział Laryngologii Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Bydgoszczy zakwalifikował do zabiegów 18 dzieci. Narodowy Fundusz Zdrowia na razie daje pieniądze na 10 operacji. Rodzice nie mogą zrozumieć, dlaczego tak mało. - Mój synek ma encefalopatię, związaną między innymi z wadą słuchu. Ten zabieg umożliwi mu w miarę normalny rozwój - podkreśla bydgoszczanka Elżbieta Jankowska.
Córka Katarzyny Balcer z okolic Więcborka ma 16 lat. Gdy miała roczek, stwierdzono u niej niedosłuch, który się pogłębił. - Została zakwalifikowana do zabiegu, jako już szesnastolatka została zapytana, czy zgadza się na operację. Wyraziła zgodę, ale to przedłużające się oczekiwanie coraz bardziej ją zniechęca - mówi matka dziewczyny.
<!** reklama>
Wśród oczekujących mam jest także Żaneta Mieczkowska z Oporówka koło Inowrocławia. Jej dziewięciomiesięczne dziecko powinno mieć wszczepiony implant w możliwie najkrótszym terminie. Bowiem według lekarzy najlepsze efekty taki zabieg daje w okresie, gdy u dziecka wytwarza się zdolność mowy.
- Jesteśmy jedynym w Polsce północnej ośrodkiem przeprowadzającym zabiegi wszczepienia implantów ślimakowych dzieciom i młodzieży. Osoby, które nie znalazłyby się na liście, musiałyby pojechać do Poznania lub Warszawy, gdzie takich zabiegów przeprowadza się znacznie więcej - w stolicy około 50 rocznie. Tyle tylko, że kujawsko-pomorski NFZ i tak za nie by zapłacił. Dlatego najbardziej racjonalnym rozwiązaniem byłoby podniesienie limitu zabiegów z 10 do bezpiecznego poziomu 25 - twierdzi dr Józef Mierzwiński, ordynator Oddziału Laryngologii Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Bydgoszczy.
Nie chodzi przy tym o jednorazowy wyjazd do Poznania czy Warszawy. Mali pacjenci musieliby przez wiele lat okresowo stawiać się w tych ośrodkach na konsultacje, dopasowanie parametrów urządzeń itp. Wielu osób na takie wyjazdy nie stać. - Mieszkam pod Starogardem Gdańskim, to aż 500 km od Warszawy. Bydgoszcz jest najbliższym ośrodkiem, gdzie moja córka może uzyskać pomoc w powrocie do normalnego życia - mówi ocierając łzy Bożena Mania, mama 4,5-miesięcznej Nicoli, która właśnie przyjechała do Bydgoszczy na badania kwalifikujące go zabiegu wszczepienia implantów. Dziewczynka nosi aparaty słuchowe, ale przy wadzie słuchu, jaką ma dziewczynka, niewiele pomagają.
- Z całą mocą podkreślam, że nic nie jest jeszcze przesądzone. Umowy są obecnie aneksowane i trwają rozmowy. Naszym celem jest, żeby wydatki na zabiegi wszczepiania implantów słuchu były wyższe niż dotychczasowa kwota 1,2 mln złotych. Sprawa powinna rozstrzygnąć się w najbliższych dniach - mówi Jan Raszeja, rzecznik prasowy kujawsko-pomorskiego oddziału NFZ w Bydgoszczy.
W Bydgoszczy implanty słuchu wszczepia się od trzech lat. Przeprowadzono dotąd ok. 40 operacji. Certyfikat na wykonywanie takich zabiegów dr Mierzwiński uzyskał w nowojorskiej klinice.
Małe cudo techniki za 100 tysięcy złotych
Implant ślimakowy składa się z dwóch części - wewnętrznego implantu, wszczepianego podczas operacji, i zewnętrznego procesora dźwięku.
Koszt jednego urządzenia to ok. 100 tys. zł.
W Polsce jest ponad 4 tys. użytkowników tych implantów.