https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Potop szwedzkich cadillaców

Korespondencja z Estonii, Radosław Rzeszotek
Miłośnicy starych amerykańskich krążowników szos nocami bawią się na promach kursujących po Bałtyku. W dzień zaś wjeżdżają do portowych miast, by paradować w swych błyszczących maszynach i pić na umór.

Miłośnicy starych amerykańskich krążowników szos nocami bawią się na promach kursujących po Bałtyku. W dzień zaś wjeżdżają do portowych miast, by paradować w swych błyszczących maszynach i pić na umór.

<!** Image 2 align=right alt="Image 55659" sub="- Nie oddajemy tych samochodów do warsztatów specjalizujących się w renowacjach starych aut - zapewnia Ivar, pięćdziesięcioletni Szwed. - My wszystko robimy sami, własnymi rękoma.">Jako pierwszy z promu Viking Line zjechał czarny ford mustang, rocznik 1964. Za jego kierownicą siedział barczysty mężczyzna z długą, szpakowatą brodą. Silnik samochodu buczał groźnie. Chwilę później za mustangiem do portu w Tallinie wtoczyła się cała flota amerykańskich samochodów wyprodukowanych przynajmniej czterdzieści lat temu. W sumie kilkadziesiąt aut. Kolorowych i błyszczących. Jakby właśnie wyjechały z fabryki.

Upojna noc na promie

Pracownicy portu przystanęli na chwilę. Tylu zabytkowych samochodów jeszcze nie widzieli. W ubiegły weekend do stolicy Estonii przyjechało kilkuset miłośników amerykańskich krążowników szos. Byli wśród nich Szwedzi, Finowie, Norwegowie, a nawet Rosjanie.

- Nasze promy służą nie tylko do podróżowania po morzu - mówi Inge Kettaolisa obsługująca pasażerów linii Viking Line w porcie Tallin. - W ostatnich latach bardzo modne stało się odpoczywanie lub organizowanie na promach imprez rozrywkowych. Na pokładach największych jednostek znajdują się nie tylko tarasy widokowe, ale także bary, kluby, kasyna, sauny, sale do ćwiczeń, wszystko co potrzebne jest do dobrej zabawy. Gwarantujemy, że nikt nie będzie się nudził. Oczywiście największą popularnością cieszą się rejsy nocne.

Miłośnicy amerykańskich samochodów noc z piątku na sobotę również spędzili na promie. Ile w sumie wypili, nie wiadomo. Ale jeszcze podczas porannego kursu z Tallina do Helsinek załoga czyściła pokład na rufie wężami z wodą - tylko w ten sposób można było szybko pozbyć się potłuczonych butelek, kieliszków i resztek jedzenia.

Wjeżdżając do Tallina, nie hałasowali. Nie trąbili klaksonami, nie śpiewali. Niektórzy spali na tylnych kanapach. Bawić znów zaczęli się dopiero około południa, kiedy najciężej skacowani zaczęli dochodzić do siebie.

- Spotykamy się przez cały rok, ale rzadko udaje się zebrać tak liczną załogę - uśmiecha się Marie Svenson z miasta Lulea w Szwecji, właścicielka seledynowego dodga. - Ostatni raz udało się to chyba jakieś trzy lata temu w Helsinkach. Ale co roku organizujemy konkursy na najpiękniejszą brykę. W ubiegłym roku wygrał mój dodge.

Zasady konkursu są proste. Głosuje każdy właściciel samochodu, jednak nie może oddać głosu na własne auto. Jurorzy oceniają nie tylko aktualny wygląd auta. Ważne jest również to, jak wyglądało w roku poprzednim.

Jak rozpoznać Fina?

- Nie oddajemy tych samochodów do warsztatów specjalizujących się w renowacjach starych aut - zapewnia Ivar, 50-letni Szwed, pracujący w biurze rachunkowym w Sztokholmie. - My wszystko robimy sami, własnymi rękoma. Owszem, sprowadzamy niektóre elementy nadwozia, ale montujemy je już sami. Czasem, zwłaszcza gdy trzeba naprawiać silnik, pomagamy sobie nawzajem. Przy okazji, oczywiście, trochę pijemy, trochę się bawimy.

W Tallinie goście ze Szwecji są o wiele milej widziani niż wszędobylscy Finowie. Choć Estończycy zarabiają głównie na Finach, mają o nich nie najlepsze zdanie. Nie jest bowiem tajemnicą, że promy z Helsinek do Tallina wożą przede wszystkich Finów, dla których alkohol i prostytutki w Estonii są śmiesznie tanie.

<!** reklama left>- Finów rozpoznać można na pierwszy rzut oka - stwierdza Tatiana Chołowa, recepcjonistka w hostelu Alur, który znajduje się w centrum Tallina. - Są najgłośniejsi i najbardziej pijani. Zataczają się, piją na ulicach. Estończycy też piją, ale nie aż tyle. Policja pozwala im się głośno zachowywać, bo zostawiają u nas mnóstwo pieniędzy.

Szwedzi i Finowie wieczorem zmierzali jednak wspólnie w tym samym kierunku. Do nocnych klubów Tallina, pełnych dziewczyn i tancerek go-go, gdzie każdy barman dysponował przynajmniej dwudziestoma numerami telefonów do prostytutek.

- Chętnie poszedłbym z jakąś dziewczyną, ale nie mogę, bo przyjechałem tu z żoną - uśmiecha się Ivar. - Wystarczy mi, że się złości, kiedy pozdrawiam z samochodu dziewczyny. No bo kiedy jadę swoją furą, to nie ma takiej, która by na mnie nie patrzyła. Żona o tym wie i dlatego woli jeździć ze mną, niż puszczać mnie samego. Stary amerykański wóz, to afrodyzjak. Do tego działa zawsze i na wszystkich.

Henrik z czerwonego cadilaca przyjechał do Tallina z trzema kumplami. Swoim hotrodem, czyli maszyną z największym silnikiem, zajmują się od pięciu lat. Odnowili w nim już prawie każdą część.

- To jest oryginalny samochód, nie ma w nim ani jednej podrabianej części - zapewnia Henrik. - Sprowadziłem go z San Francisco za śmieszne pieniądze. W zasadzie więcej zapłaciłem za przewiezienie go do Europy niż za sam wóz. Ale okazało się, że miałem wielkiego farta, bo udało się odnowić każdą część. Tymczasem większość starych amerykańców trzeba łatać w naszych warsztatach i wstawiać im podrabiane części. Takie oryginalne cacko to naprawdę rarytas.

W Szwecji starych amerykańskich samochodów przybywa z każdym rokiem. W Sztokholmie jest kilkanaście firm specjalizujących się w imporcie rozpadających się cadillaców. Dobrze sytuowani Szwedzi za zardzewiałego i popsutego forda mustanga płacą więcej niż za nowe volvo. To jednak niejedyny wydatek. Renowacja poszczególnych części pochłania również kilka, czasami nawet kilkanaście tysięcy euro.

Stary rupieć, ale z duszą

- Dlaczego to robimy? Bo świetnie się przy tym bawimy - dodaje Henrik. - Kto dziś zwraca uwagę na najnowszą wersję jakiegoś samochodu? To nie sztuka iść do salonu i kupić nowe auto. Ale przywrócić duszę staremu rupieciowi to już jest coś. Nie tylko te samochody przeżywają drugą młodość. My też.

<!** Image 3 align=right alt="Image 55659" sub="- Nie tylko samochody przeżywają drugą młodość. My też - właściciele starych amerykańskich aut zarzekają się, że nigdy nie kupią nowego samochodu.">W sobotni wieczór Szwedzi i ich kolorowe maszyny wrócili na promy. Każdy miał pełny bagażnik estońskiej wódki, drinków w puszkach albo piwa. Część wracała do domu, inni planowali zawinąć jeszcze do innych portów.

Bałtyk to przecież niewielkie morze. Zwłaszcza w czerwcu, kiedy na północnych wodach słońce zachodzi tylko na kilka chwil.

- Kiedyś zawiniemy też do waszego Gdańska - uśmiecha się pijany w sztok Ivar. - Na pewno o nas usłyszycie. Wasze dziewczyny też.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski