<!** Image 2 align=none alt="Image 155080" sub="Dziś w stolicach europejskich, choć Polaków jest sporo, trudno ich rozpoznać na pierwszy rzut oka. Najczęściej dorabiają w pubach i restauracjach / Fot. Renata Napierkowska">Kiedy pod koniec lat 80. ubiegłego wieku nastąpił cud i każdy, kto chciał, mógł dostać paszport, byłem jednym z pierwszych, którzy ustawili się po niego w kolejce. Ciekawiło mnie, jako to jest za „magiczną” granicą, w innym, podobno lepszym świecie. Wyciągnąłem trochę oszczędności, przyzwoicie się ubrałem i ruszyłem na Zachód. Po całej nocy spędzonej w zatłoczonym pociągu i krótkiej jeździe metrem znalazłem się w Berlinie Zachodnim. Wychodząc ze stacji na powierzchnię, oczyma wyobraźni widziałem ten przepych, te kolory, ten wielki świat. Wreszcie stanąłem na chodniku, rozejrzałem się, wciągnąłem głęboko do płuc niemieckie powietrze i nagle zza pleców usłyszałem...: „Gościu, poczęstuj papierosem!”.
<!** reklama>Okazało się szybko, że ten wielki świat wcale nie taki wielki, bo wszędzie widziałem jedynie Polaków lub słyszałem nasz język. Nawet gdy po raz pierwszy w życiu trafiłem na ulicy na czarnoskórego, ten podszedł do mnie i łamaną polszczyzną szepnął: „Telewizory, tanie, wideo też. W bramie. Chodź Polak, chodź”. A później, gdy już ochłonąłem, zobaczyłem: Polaków ciągnących wózki z piwem, handlujących gwoździami na targowiskach, oferujących kłódki i łańcuchy w promocji, kradnących buty i płyty w sklepach. Mijałem na ulicy żebrzących po polsku o „dwie marki”, o papierosa, o gazetę, żeby w nocy im było ciepło podczas snu na ławce w parku. Wróciłem do Polski nieco rozczarowany, ale za to z paletą piwa w puszkach. Wtedy to był rarytas. Coś, o czym u nas można było jedynie pomarzyć. Zmęczony położyłem się spać, ale w nocy obudził mnie dzwonek u drzwi. Wstałem, otworzyłem i ujrzałem w nim chwiejącego się gościa, który niewyraźnym głosem rzekł: „Mistrzu, podobno u ciebie można piwko dobre kupić”. I w ten oto sposób ja też rozpocząłem swój „zachodni” biznes. Niestety, od meliny.
***
Ale nie wszystkie moje podróże w życiu były tak traumatyczne jak wyprawa do zachodnich Niemiec. Dwa lata później dość przypadkowo znalazłem się w Pradze. Tam było już inaczej. Polaków jakby mniej, telewizorów na ulicach nikt nie sprzedawał. Jako kibic wybrałem się na stadion miejscowej Sparty. Piękny był. Olbrzymi. Przeciągi jednak też spore tam były, więc zachciało mi się do ubikacji. Znalazłem toalety, wszedłem do kabiny, patrzę, a tam na ścianie wielkimi drukowanymi literami wita mnie napis „Legia Pany”. I znów poczułem się jak w domu. Dzisiaj, żeby obejrzeć piękne stadiony czy hale, nie muszę już nigdzie wyjeżdżać. Nawet Inowrocław nie ma pod tym względem powodów do wstydu. Szczególnie teraz, gdy zakończono u nas budowę kolejnej hali sportowej, tym razem przy III Liceum Ogólnokształcącym. Co prawda do katowickiego Spodka jej daleko, ale jak się jeszcze nie tak dawno nie miało nic, to wrażenie i tak jest piorunujące. Co najmniej takie jak ten napis w praskiej toalecie.
Czekamy na Sygnały
Codzienne dyżury redakcyjne tel. 52-355-16-51, mail: [email protected]