https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Polsko-ukraiński eksperyment na Wiśle

Jacek Kiełpiński
Dwa sorbenty - biały i czarny. Polipropylenowa nasiąkająca olejem tkanina i przetworzony węgiel drzewny z dodatkiem bakterii. Pierwszy po akcji na skażonej Wiśle trafił do spalarni, drugi na dno rzeki.

Dwa sorbenty - biały i czarny. Polipropylenowa nasiąkająca olejem tkanina i przetworzony węgiel drzewny z dodatkiem bakterii. Pierwszy po akcji na skażonej Wiśle trafił do spalarni, drugi na dno rzeki.

<!** Image 2 align=none alt="Image 73600" sub="Akcja ratunkowa po wycieku ropy do Wisły zakończyła się fiaskiem. Zapory sorpcyjne zatrzymały znikomą ilość oleju. Nie wiadomo też, co stanie się z granulkami węgla, zawierającymi trujący olej napędowy, które znalazły się na dnie rzeki / Fot. Adam Zakrzewski">Po grudniowej awarii na Wiśle, gdy z rury Przedsiębiorstwa Eksploatacji Rurociągów Naftowych, położonej na dnie Wisły na wysokości Gąbinka, wydobył się olej opałowy, pozostało nadal wiele pytań. Ale jedno jest szczególnie ważne: co dzieje się z trucizną, którą wchłonął tajemniczy czarny sorbent użyty podczas tej akcji?

Ukraiński „Ekolan”

W czasie jej trwania ani Wydział Zarządzania Kryzysowego Urzędu Wojewódzkiego, ani Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, ani straż pożarna - czyli najważniejsze podmioty zaangażowane w akcję - nie udzielały odpowiedzi na pytania dotyczące właściwości czarnego sorbentu, który zakupiono za pieniądze PERN i wsypywano szuflami do rzeki. Mnożyły się plotki i niedomówienia. A ostatecznie każda z tych instytucji zapewniała, że to nie ona zdecydowała o zastosowaniu akurat tego środka.

Dziś wiemy już chyba dlaczego. Okazuje się, że na Wiśle doszło do pewnego rodzaju eksperymentu. Zastosowano „Ekolan”, sorbent węglowy typu biodestrukcyjnego, środek w Polsce stosunkowo nowy. Jego producent - ukraiński Pharm-Holding Ltd. - uznaje swoje dziecko za prawdziwy przełom w świecie sorbentów, rzecz godną wręcz Nagrody Nobla, zaś konkurencja... za mistyfikację.

Truciznę zebrać czy zatopić

- To taki węgiel drzewny zawierający specjalne, żarłoczne bakterie - tłumaczy bardzo obrazowo Aleksander Siemieniuta, dyrektor firmy Intersorb Poland z siedzibą w Bydgoszczy, która „Ekolan” sprzedaje. - Zasada działania jest taka, że drobinki węgla wchłaniają związki ropopochodne, zamykają je jak w klatce i nigdy już nie wypuszczą. A bakterie zżerają te związki. Ostatecznie w wyniku tego procesu powstaje dwutlenek węgla i woda. Produktem resztkowym biosorbentu jest zaś nieszkodliwy popiół drzewny. A więc naszego sorbentu nie trzeba utylizować, bo ulegnie biodestrukcji.

Aleksander Siemieniuta powołuje się na osiągnięcia „wiodących uczonych Instytutu Sorpcji i Problemów Endoekologii Narodowej Akademii Nauk Ukrainy”. Przyznaje zarazem, że sprzedawany przez niego produkt nie jest tani. No, ale dobre rzeczy tanie przecież być nie mogą.

- „Ekolan” sprzedajemy po 30 zł za kilogram. W przypadku akcji na Wiśle zeszliśmy z ceną do 28 zł, bo zamówiono 5 ton - wspomina Siemieniuta. - Pochłanialność tego preparatu wynosi średnio 1 do 4, czyli jeden kilogram wchłonął, jak sądzę, około 4 litrów oleju.

<!** reklama>Zatem zamówiono preparatu do utylizacji 20 ton oleju, a wydobyło się z pękniętej rury, jak wiadomo, od 40 do 90 ton (według różnych danych podawanych przez PERN). - Dlaczego tylko tyle kupiono? To pytanie już nie do mnie - zastrzega dyrektor Intersorb.

Tymczasem ekolodzy z organizacji WWF, którzy oczyszczali zastoiska paliwa na rzece, od razu zrezygnowali z oferowanego im „Ekolanu”. O pomoc poprosili obecną na rynku od piętnastu lat firmę Sintac. Stosuje ona pływające sorbenty polipropylenowe. Co ciekawe, pytany o nie Aleksander Siemieniuta reaguje dość gwałtownie i zapewnia, że zwyczajnie... nie działają.

- A my mamy podobne zdanie o jego produkcie - ripostuje Jarosław Słonawski, dyrektor ds. prewencji firmy Sintac. - W przypadku skażenia na rzece najważniejsze jest utrzymanie zanieczyszczenia na powierzchni. Wałki polipropylenowe, płachty oraz ścierki sorpcyjne pływają nawet nasączone olejem w stosunku 1 do 15 swej wagi. Oczywiście, po akcji muszą być usunięte i przekazane do utylizacji, która polega na spaleniu w specjalnych warunkach. Tak się to robi na świecie. Amerykanie wysyłają ludzi na Księżyc i też stosują te metody, a nie jakieś biosorbenty, które toną, bo to tylko usuwanie problemu z oczu.

- Co z tego, że nasz sorbent po jakimś czasie tonie? - mówi Aleksander Siemieniuta. - Olej rozłoży się na dnie, co za problem?

Dyrektor Intersorb Poland przyznaje, że bakterie „pożerają” olej najchętniej w cieple, a przecież mamy zimę. - To proces będzie trwał dłużej. Bez obaw, olej został uwięziony w węglu jak w szkatułkach - podkreśla.

Poważne wątpliwości ma też Stefania Rogowska z Instytutu Asekuracji, Technik Bezpieczeństwa, Ochrony Zdrowia i Środowiska. - Bez dokładnych badań preparat ten może wywołać więcej szkód niż pożytku. A na marginesie, zatapianie zanieczyszczeń jest niezgodne z wymogami ochrony środowiska - zauważa. Nie mamy pewności, że w takich warunkach, na dnie Wisły, ten preparat działa. Nikt już nie będzie miał nad tym procesem kontroli.

Podobnie patrzy na sprawę Przemysław Nawrocki z WWF Polska: - Uznaliśmy, że lepiej truciznę zebrać niż zatopić, bo tylko ukraiński producent sorbentu zapewnia, że trucizna zostanie rozłożona, a niezależnych opinii nie znamy. Dlatego byliśmy przeciwni użyciu „Ekolanu” na Wiśle.

Aleksander Siemieniuta za koronny argument świadczący na korzyść sprzedawanego przez siebie sorbentu uznaje uhonorowanie go medalem targów POLEKO 2005.

Z przekąsem komentują to zarówno w Sintacu, jak i Instytucie Asekuracji. Przekonują, że to akurat o niczym nie świadczy. Zasugerowano wręcz, że powodem nagrodzenia mogła być... polityka, bo stało się to tuż po pomarańczowej rewolucji, gdy w Polsce szczególnie przychylnie patrzono na wszystko, co pochodzi z Ukrainy.

Bakterie na dnie rzeki

Z niedowierzaniem na „Ekolan” patrzy też profesor Hanna Dahm z Katedry Mikrobiologii UMK w Toruniu: - Producent zapewnia, że preparat zawiera szczepy bakterii Gordonia rubropertinctus i Rhodococcus erythropolis. Są to promieniowce, które mają rzeczywiście zdolności rozkładania węglowodorów. Ale są to organizmy mezofilne, które rozwijają się w temperaturach 25-30 stopni Celsjusza. Stąd moje wątpliwości, co do skuteczności tego preparatu w tym przypadku. Pamiętajmy, że bakterie żyją tylko kilkanaście godzin i muszą mieć odpowiednie warunki (chodzi głównie o temperaturę), w których wykazują aktywność metaboliczną i zdolność do reprodukcji, czyli namnażania. Inaczej będą nieaktywne. Więc działanie tego preparatu na dnie rzeki, gdzie mamy najwyżej kilka stopni Celsjusza, musi budzić poważne wątpliwości.

Porażka

Co się stanie z granulkami węgla zawierającymi trujący olej napędowy na dnie rzeki? Nikt, oczywiście poza sprzedawcą „Ekolanu”, nie potrafił nam na to pytanie odpowiedzieć.

- Ta cała wiślana akcja jest, niestety, porażką nas wszystkich - przyznaje Przemysław Nawrocki z WWF. - Większość wycieku nam uciekła i trafiła do Zatoki Gdańskiej. A czarny sorbent widzieliśmy w wielu miejscach przy brzegach Wisły. Jego granulki poruszane falami zderzają się ze sobą. I ścierają...

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski