Starcia grupowe z Bułgarią i Meksykiem były "rozgrzewką" dla Polski i USA na siatkarskich mistrzostwach świata - obie ekipy wygrały sześć setów nie tracąc żadnego i zapewniły sobie awans do kolejnej fazy turnieju. Przed spotkaniem Biało-Czerwoni nie ukrywali, że wyczekiwali meczu z Amerykanami, z którymi polegli w finale tegorocznej Ligi Narodów.
- Czekam na mecz ze Stanami Zjednoczonymi, jak zresztą każdy w naszej drużynie. To będzie mecz o pierwsze miejsce w grupie. Nie kalkulujemy, co nam się bardziej opłaca, tylko skupiamy się na przygotowaniu do tego meczu. Całą taktykę zostawiamy naszemu sztabowi szkoleniowemu - powiedział przed spotkaniem Bartosz Kwolek, przyjmujący reprezentacji Polski.
Pierwszego seta lepiej zaczęli Biało-Czerwoni. Przy stanie 3:3 wygrali cztery kolejne punkty i zmusili Amerykanów do odrabiania. Goście złapali rytm przy stanie 8:12, gdy wygrali pięć piłek z rzędu i objęli prowadzenie. O losach partii zadecydowała sama końcówka - Amerykanie wygrali trzy kolejne zagrywki i zgarnęli seta 25:23.
W drugiej odsłonie Polacy kilkukrotnie wychodzili na trzy-punktowe prowadzenie, ale rywale odrabiali straty. Dopiero przy stanie 19:19 przewaga okazała się zbyt duża i Biało-Czerwoni wygrali 25:21. Dużo lepiej spisaliśmy się w trzeciej partii. W niej podopieczni Nikoli Grbicia nie dali rywalom ani razu wyjść na prowadzenie, a od wyniku 5:5 przeważali do samego końca i ostatecznie wygrali przekonująco 25:19.
W ostatnim, czwartym secie, to Amerykanie wyszli na początku na prowadzenie. Polacy doskoczyli do nich na 10:10 i to by było na tyle. Od tego momentu Biało-Czerwoni prowadzili i zaczęli odskakiwać od rywali. Seta ostatecznie wygrali 25:21.
W zgodnej opinii fachowców Amerykanie są obok Polaków i Francuzów głównymi kandydatami do medali. Przed meczem zadawano pytanie, czy na rywalizację wpływu nie będzie miał regulamin rozgrywek. Obydwa zespoły już zapewniły sobie wyjście z grupy. O ile jednak siatkarze USA walczyli o jak najlepsze rozstawienie w fazie pucharowej, o tyle Biało-Czerwoni byli z automatu rozstawieni z numerem 1 lub 2 i bardziej opłacało się im nawet przegrać mecz, żeby uniknąć Amerykanów w ćwierćfinale.
- Wolałbym się do tych opinii nie odnosić. Myślę, że każdy system w każdym turnieju ma jakieś plusy i minusy. W tych MŚ też jest tak, że można się gdzieś w pewnym momencie ustawić, aby mieć łatwiejszą drogę do strefy medalowej. My, siatkarze, skupiamy się jednak na graniu, a nie na kalkulacjach. Zresztą grając przed polską publicznością przy wypełnionej do ostatniego miejsca hali, robi się wszystko, by grać jak najlepiej - stwierdził przed meczem Kamil Semeniuk.
