W Bydgoszczy i powiecie dziennie na zwolnieniach lekarskich może być nawet stu i więcej policjantów. Nikt ich nie kontroluje, a w dodatku dostają 100 procent poborów.
- Planowano zmienić przepisy, ale biuro legislacyjne rządu uznało, że zmiany są niezgodne z prawem, więc wylądowały w koszu - mówi Jarosław Hermański, szef NSZZ Policjantów w województwie kujawsko-pomorskim.
<!** reklama>
Mowa o zmianach, które zabierałyby policjantom, strażakom i żołnierzom stuprocentowe pobory w czasie przebywania na zwolnieniu lekarskim i przyznawały takie jak cywilom, czyli 80-procentowe. Proponowano też zmniejszenie nagrody rocznej proporcjonalnie do czasu choroby. - Wiemy, że rząd znów przygotowuje propozycje zmian, więc spokoju nie będzie - mówi Jarosław Hermański. Małgorzata Woźniak, rzeczniczka MSW, ujawnia jedynie, że sytuacja jest analizowana przez resort.
Stuprocentowe pobory zachęcają do korzystania ze zwolnień.
- Krótkich zwolnień chorobowych - dwu-, trzydniowych - nie sposób zliczyć - przyznaje Maciej Daszkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. - Jednego dnia może to być stu funkcjonariuszy, innego sześciuset...
Na 1089 policyjnych etatów w Bydgoszczy i powiecie na długotrwałych, czyli powyżej 30 dni, zwolnieniach jest 25 policjantów. Na prawie sześciuset funkcjonariuszy Komendy Wojewódzkiej Policji na takich zwolnieniach przebywa 12 osób.
Bydgoscy strażacy chorują zdecydowanie mniej. Na 221 mundurowych z komendy miejskiej na zwolnieniach jest 7 osób, z czego 3 na długotrwałych. - Jeden strażak ma chorobę zawodową, dwaj inni są po urazach - mówi Tomasz Płaczkowski, zastępca komendanta miejskiego PSP w Bydgoszczy.
Dla porównania bydgoscy strażnicy miejscy, którzy na zwolnieniach tracą 20 proc. miesięcznych poborów, do chorowitych też nie należą. Na 187 choruje 14.
Pracownicy resortu nie podlegają pod przepisy ZUS-owskie. Nikt więc nie może ich skontrolować i sprawdzić, czy faktycznie leżą w łóżku jak powinni. To problem MSW, które niechętnie przyznaje, że na chorobowym policjanci opiekują się dziećmi, dorabiają, a nawet jeżdżą na wycieczki krajoznawcze.
- Nie wiem, skąd Ministerstwo Spraw Wewnętrznych bierze takie bzdury, których celem jest pokazanie nas w złym świetle - mówi Jarosław Hermański.