<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Generalnie zdanie o sobie mamy niezłe. W końcu wiadomo nie od dziś, że nasze dziewczyny są najpiękniejsze, więc cały świat tylko marzy o blondynkach z Polski. I że nasi uczeni ludzie to ozdoba każdego Oksfordu. I że nasze „złote rączki” nieraz ratowały tych głupoli z Zachodu, co to nic nie potrafią.
Prawda jest, niestety, dosyć bolesna - świat nas ukochał w nieco innych rolach niż nam się wydaje. Jako pomywaczy, nalewaczy paliwa czy zrywaczy truskawek, a o naszych talentach tak naprawdę opinię ma bardzo średnią. Może nawet za bardzo, ale stereotypy obala się najtrudniej.
Przyznam więc szczerze, że czekałem na program „Mam talent” niezbyt gorliwie. Nie dość, że kolejne nowinki, które spadły na nas razem z jesienną ramówką, robią coraz bardziej rozpaczliwe wrażenie, to jeszcze mogła do tego dojść kolejna parada dziwolągów, specjalistów od zrzynania cudzych grepsów, a przede wszystkim różnych nieszczęśników, których głupotę telewizje ogrywają z lubością. Nieszczęśników święcie wierzących we własne talenty, z których bez problemu da się wycisnąć zabawne parę sekund do porechotania, ogrywane potem do bólu w Internecie.
<!** reklama>I częściowo się nie pomyliłem, dziwolągi są, zrzynacze też i nieszczęśnicy również. Ale zdecydowanie nie tylko. Są rodacy z talentem i pasją. Bez taryfy ulgowej.
I, jak mi się wydaje, to właśnie „Mam talent” będzie hitem jesieni. Pierwszy odcinek oglądało ponad 4 miliony widzów, a widownia będzie rosła, bo w programie prawie wszystko pasuje - i tylko nie wiadomo, czy to bardziej zasługa zachodniego formatu, czy polskiej ekipy.
Czy też wreszcie tych paru uczestników, pielęgnujących gdzieś po piwnicach te swoje niszowe talenty, z którymi na co dzień nie bardzo wiadomo, co zrobić.
Telewizje naładowane są bowiem programami o tańcowaniu i śpiewaniu, ale gdzie ma się pokazać facet, który jest mistrzem „żonglerki dotykowej”?
Albo dwaj goście w majtkach, wyczyniający swoimi ciałami takie układy akrobatyczne, że dech zapiera? Są perfekcyjni, widać te miesiące treningów, ale przecież tak naprawdę nie nadają się ani do kabaretu, ani do teatru, ani na dłużej do telewizora. Ani, mówiąc szczerze, nawet na festyn. A dłubią swoje godzinami i gdzieś tam z nich bije jakaś niesamowita pasja, choć brzmi to nieznośnie górnolotnie. Polacy, ale potrafią.
I fajnie, że mogli się nam pokazać, choć pewnie ten program i tak wygra jakiś muzykant albo śpiewak. Bo ich talent zdecydowanie łatwiej później sprzedać. A przecież o to chodzi.
Jednak mimo gromady różnych „ludzi z Marsa”, największym dziwowiskiem w pierwszym odcinku była Karolina Wajda, znana jako wybitna córka i nie tylko. Pani Karolina wystąpiła z tresowanym konikiem, ścigając się z jedenastolatką z Pustyni Błędowskiej i facetem udającym Marylę Rodowicz.
Mam tylko nadzieję, że jej występu nie reżyserował pan Andrzej.