Warszawskie pogotowie nie chce wyjeżdżać, by stwierdzać zgony. Argumentuje to brakiem kontraktu z NFZ. Nasze pogotowie, na razie, nadal będzie świadczyć tę usługę.
Chociaż w Warszawie powstanie problemu argumentuje się brakiem czasu i pieniędzy otrzymywanych z Narodowego Funduszu Zdrowia, to - między wierszami - chodzi także o uniemożliwienie handlu informacjami o zgonach, co jakiś czas temu bardzo poruszyło społeczeństwo . Jednak Bydgoszczy ten problem, na szczęście, nie dotyczy. - Nigdy nie wpłynęła do nas żadna skarga dotycząca takiego procederu - mówi kierownik działu usług medycznych w bydgoskim pogotowiu, Tadeusz Stępień. Dlatego w Bydgoszczy zespoły ratunkowe nadal stwierdzają śmiertelne zejścia. Jednak za sprawą kryje się inny dotkliwy problem. Brakuje bowiem instytucji, która zajmowałaby się administracyjną czynnością, jaką jest w większości przypadków stwierdzenie zgonu.
- Ponieważ brakuje takiej służby, to my jesteśmy zmuszeni zajmować się tymi czynnościami. Przecież nie zostawimy rodziny ze zmarłym do czasu przybycia lekarza rodzinnego. W przypadku weekendu byłyby to aż dwa dni. Podobnie sytuacja wygląda wieczorem lub w nocy. A bez karty zgonu rodzina nie może praktycznie nic zrobić, nie sposób rozpocząć przygotowań do pogrzebu - wyjaśnia Tadeusz Stępień.
Karetki wraz zespołem reanimacyjnym są jednat wtedy na kilkanaście przynajmniej minut wyłączane z użycia. To sprawia, że ratownicy, zamiast już jechać do chorego oczekującego natychmiastowej pomocy, zajmują się wypisywaniem karty zgonu. W najbliższym czasie bydgoskie pogotowie zamierza zmierzyć się z zagadnieniem. - To sa pojedyncze sytuacje, ale problem jest. Problem złego wykorzystania zespołów ratujących życie - dodaje Tadeusz Stępień.