Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PODATKI: Będzie jednolicie?

Dominika Kucharska
podatki
podatki
Ktoś, kto nie ma bliższego kontaktu z ludźmi prowadzącymi biznes, może widzieć tylko fasadę - dobre samochody, pieniądze. Nie widzi natomiast lat ciężkiej pracy i wyrzeczeń. Mówienie przedsiębiorcy: „Zapłać 40 procent od dochodów, bo ludzie na etacie płacą 32 procent” nie jest fair - z Michałem Frelichowskim* rozmawia Dominika Kucharska

Co najbardziej martwi przedsiębiorców w kontekście doniesień o podatku jednolitym?
No właśnie - mówimy o medialnych doniesieniach. Wciąż nie znamy konkretów dotyczących planów rządu. Na szumie medialnym wyrosło sporo spekulacji, często skrajnych i brzmiących groźnie. Ludzie prowadzący biznes lubią i muszą planować, dlatego tym, co martwi ich najbardziej, są domysły zamiast twardych danych. Wiele osób mających firmy pyta mnie, co mogą z tymi zmianami zrobić.

A Pan odpowiada im, że obecnie można tylko czekać?
Tak. Na dniach mamy poznać projekty ustaw dotyczących jednolitego podatku i wtedy - miejmy nadzieję - będzie można zacząć je analizować.

Burza z podatkiem jednolitym zaczęła się od dyskusji na temat dysproporcji między osobami zatrudnionymi na umowę o pracę a tymi, które są samozatrudnione. To duży problem?
Pamiętam, gdy po raz pierwszy słyszałem, jak jeden z ministrów wspomniał o tym podatku. Jego wprowadzenie miało być, według jego słów, sposobem na uniknięcie sytuacji, w której można zdywersyfikować rynek pracy tak, aby te same zasady gry funkcjonowały w dwóch różnych reżimach podatkowych. Pierwszy to osoby na umowie o pracę, których wynagrodzenie jest obarczone bardzo wysokim opodatkowaniem. Drugi - osoby samozatrudnione, rozliczające się z podatku liniowego. To rzeczywiście rodzi poczucie niesprawiedliwości. Jednak, za sprawą mediów, kwestia ta rozlała się na wszystkich przedsiębiorców, a tak naprawdę nie wiemy, czy i w jakim zakresie zmiany dotkną również ich.

Nie zapominajmy jednak, że medialne spekulacje prowokowali sami politycy, wypowiadający się na ten temat.
To prawda z tym, że politycy bywają kompletnymi ignorantami w kwestii opodatkowania. Zdarza się, że nie potrafią odróżnić podatku dochodowego od podatku VAT. Nie znając się, powtarzają zasłyszane hasła. Kilka takich wypowiedzi wystarczy, aby zasiać nerwowość w środowisku biznesowym. To nie jest nam potrzebne.

Wróćmy do wspomnianych dysproporcji, bo trudno je negować...
Tak, ale nie możemy wrzucać do jednego worka wszystkich ludzi, niezależnie od sposobów uzyskiwania dochodów. Próba zrównania osób zatrudnionych z samozatrudnionymi ma uzasadnienie. Oczywiście mówię o zrównaniu w obie strony. Nie tylko o obciążeniu samozatrudnionych wyższymi podatkami, przy jednoczesnym pozostawieniu pracowników etatowych z ich korzyściami - urlopami, dodatkami etc. Nie można jednocześnie tracić z oczu faktu, iż wielu samozatrudnionych zostało do tej formy prawnej niejako zmuszonych sytuacją rynkową i brakiem możliwości zatrudnienia na etacie - właśnie w związku z gigantycznymi obciążeniami podatkowo-składkowymi dotykającymi pracowników. Natomiast w kontekście wysokości obciążeń podatkowych na pewno nie można stawiać znaku równości między osobą zatrudnioną na etacie, która ma jasno określony zakres odpowiedzialności, godziny pracy, a osobą prowadzącą firmę, zatrudniającą pracowników, która ponosi za wszystko pełną odpowiedzialność i często pracuje niemal 24 godziny na dobę. Świętej pamięci Jan Kulczyk trafnie powiedział, że karanie ludzi za to, że wstają wcześniej, pracują więcej i ryzykują często cały swój majątek, jest po prostu niemoralne. Ktoś kto nie ma bliższego kontaktu z ludźmi prowadzącymi biznes może widzieć tylko fasadę - dobre samochody, piękną siedzibę firmy, pieniądze. Nie widzi natomiast lat ciężkiej pracy i wyrzeczeń. Mówiąc przedsiębiorcy: „Zapłać 40 procent od dochodów, bo ludzie na etacie płacą 32 procent” nie jest fair. Jeżeli takie decyzje zostaną podjęte, to bez wątpienia odbije się to negatywnie na budżecie państwa.

A obowiązujące 19 procent podatku liniowego jest fair?
Podatek dochodowy w tej wysokości został przyjęty przez ludzi biznesu jako racjonalna, akceptowalna danina, którą należy odprowadzać. Poszukiwanie pokrętnych dróg obchodzenia tego podatku jest niepotrzebne. Przyzwyczailiśmy się do tych 19 procent. Natomiast każdy ruch, próbujący to zmienić będzie prowadził do zachwiania istniejącej równowagi. Rządzący muszą pamiętać, że funkcjonujemy na rynku europejskim, co daje przedsiębiorcom dużo możliwości optymalizacji podatkowej. Racjonalne podatki sprawiają, że wiele biznesów postanawia wyjść z szarej strefy, bo ryzykowanie i ukrywanie dochodów przestaje być opłacalne. Zyskują na tym i państwo, i biznes.

Tylko że czasami można odnieść wrażenie, że rządzący zapominają, że zbyt wysokie podatki mogą sprawić, że przedsiębiorcy uciekną z Polski.
Gdy wysokość podatków przekroczy tzw. próg bólu, to przedsiębiorcy będą musieli zacząć szukać innych rozwiązań. W końcu nikomu nie uśmiecha się oddawać państwu, dajmy na to, blisko połowy swoich dochodów. Narzędzi optymalizacji podatkowej jest mnóstwo. Chyba nie urodził się jeszcze taki ekspert, który stworzyłby ustawę uniemożliwiającą korzystanie z tych narzędzi i w efekcie - znalezienia takiego rozwiązania, by przedsiębiorca, działając w granicach prawa, zapłacił jak najniższy podatek. Wyprowadzenie polskich firm do Czech czy Niemiec także jest możliwym scenariuszem. Pamiętajmy, że skłonność do optymalizowania i ryzykowania rośnie wraz ze wzrostem stopy podatkowej. To prosta zależność.

Media dorobiły podatkowi jednolitemu bardzo groźną maskę, ale sama idea tego podatku - również dla przedsiębiorców - nie jest zła, prawda?
Każde uproszczenie w tej sferze jest działaniem na plus. Oczywiście, jeśli jest zrozumiałe, czytelne i pozbawione wyjątków, czyli minimalizujące pole do nadużyć. Uproszenie do granic przyzwoitości wszystkiego, co jest związane z podatkami, moim zdaniem, jest gwarantem dobrej ściągalności tych opłat. Poza tym podatek jednolity mógłby również zmienić absurdalne zestawienie obciążeń, które są po stronie pracodawcy z tytułu zatrudnienia pracownika. Mówimy o 40 procentach! Pracownik zarabiający 1800 złotych na rękę, tak naprawdę kosztuje pracodawcę niemal 3000 zł. Gdyby tę kwotę wypośrodkować, czyli sprawić, by realne obciążenie pracodawcy było mniejsze, to nagle mogłoby się okazać, że pracownik zamiast 1800 dostałby 2300 zł, gdzie de facto poziom finansowania pozostałby taki sam - nie kosztowałoby to więcej pracodawcy.

Potrzeba nam takich zmian. W „Globalnym raporcie konkurencyjności 2016-2017” Polska zajmuje dopiero 36. miejsce. Pytanych najbardziej bolały właśnie nasze przepisy podatkowe...
Oczywiście, że potrzebujemy zmian, ale moja świętej pamięci babcia powtarzała, że pośpiech jest złym doradcą. Jeśli rządzący będą chcieli wszystkie swoje plany zrealizować w ciągu roku czy dwóch lat, to na pewno połowa z tych rzeczy nie wyjdzie. Nie ma szans, żeby wszystko się udało. W kwestiach podatkowych możliwości potknięcia jest mnóstwo. Bardzo boję się, że powstaną niechlujne ustawy - pełne dziur i błędów. Wydaje mi się, że naprawienie tych funkcjonujących zapisów byłoby korzystniejsze, niż tworzenie ich od zera. W tym drugim przypadku pojawi się syndrom wieku dziecięcego, kiedy wiele niedociągnięć wyjdzie w praniu i miną kolejne lata zanim je naprawimy.

Pana zdaniem, na jakim kraju Polska mogłaby się wzorować, zmieniając przepisy podatkowe?
To bardzo trudne pytanie, ponieważ każdy kraj ma swoją specyfikę, mentalność. Obsługujemy firmy z kapitałem zagranicznym - z Wielkiej Brytanii, Irlandii, Niemiec, Holandii czy Francji. Tym, co rzuca się w oczy, jest brak opresyjnego systemu skarbowego w tych krajach. Organy skarbowe pomagają podatnikom, wyjaśniają wątpliwości, działają na zasadzie współpracy. U nas też powoli się to zmienia na lepsze, choć domeną naszego narodu jest unikanie wszelakich obciążeń podatkowych i w związku z tym taki superprzyjazny system podatkowy mógłby skończyć się porażką. Ale są inne sposoby. Podam przykład. Niedawno byłem bardzo miło zaskoczony, gdy klient przyniósł mi pismo od jednego z lokalnych urzędów skarbowych. Nie było to typowe wezwanie do zapłaty napisane trudnym językiem urzędniczym, z listą paragrafów i kar, które na niego czekają. Zamiast tego poinformowano go, ile procent z opłaty, której nie uiścił, byłoby skierowane na działalność miejskich przedszkoli, utrzymanie stanu dróg itp. Klient przyznał, że jak tylko to przeczytał, zapłacił należność, bo zwyczajnie było mu głupio. Uświadamianie ludzi, na co konkretnie idą ich podatki, nadawanie im ludzkiej twarzy i budowanie współodpowiedzialności może zdziałać więcej niż straszenie więzieniem.

Pierwsze konkrety odnośnie jednolitego podatku poznamy na dniach. A kiedy mogą one zacząć obowiązywać?
Niemalże z pewnością możemy stwierdzić,

że nie zaczną one obowiązywać od stycznia 2017 roku, a więc wszelkie zmiany podatkowe, które zafunkcjonują w obszarze podatku dochodowego, powinny dotyczyć nas nie wcześniej niż od 1 stycznia 2018 r. Będziemy mieli więc czas na analizę zapisów ustaw i odpowiednie przygotowanie do zmian.

* MICHAŁ FRELICHOWSKI

prowadzi Kancelarię Podatkową ADEP w Bydgoszczy, jest sekretarzem Stowarzyszenia Przedsiębiorców Kujaw i Pomorza

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera