<!** Image 1 align=left alt="Image 209915" >Fani czarnego sportu po długiej zimowej przerwie zostali wynagrodzeni dawką żużla na najwyższym poziomie. Zarówno w sobotnim Grand Prix Europy w Bydgoszczy, jak i wczoraj w lidze, emocji było aż nadto.
Co by jednak nie mówić, ten weekend należał do Emila Sajfutdinowa. Zawodnik z Rosji porwał kibiców z siedzeń. To, co pokazał na torze Polonii, długo pozostanie w pamięci. Najpierw w półfinale w swoim stylu ścinał do krawężnika, a w wielkim finale zaprezentował jazdę, z której przez wiele lat był znany właśnie Tomasz Gollob. Czyli skutecznie skopiował danie firmowe reprezentanta Polski - jazdę po orbicie - i wygrał całe zawody.<!** reklama>
Rosjanin jest jednak znany z tego, że w żadnym meczu nie odpuszcza i to, co widzieliśmy w sobotę, mieliśmy również okazję zaobserwować wczoraj w Rzeszowie, gdzie jego Włókniarz wygrał na wyjeździe z Marmą. Sajfutdinow znów pokazał wielką klasę i tylko należy się cieszyć, że w ostatnim czasie narodziła się w speedway’u taka gwiazda. W dziesiątym wyścigu w Rzeszowie tak naciskał Rafała Okoniewskiego, że dopadł go na samej linii mety. Natomiast w trzynastej gonitwie mijał się bez przerwy z Nickim Pedersenem, któremu wprawdzie uległ, lecz zdążył mu się zrewanżować w ostatnim biegu. Szaleniec? Wariat? – mało powiedziane. A najlepiej w jednym z wyścigów jego jazdę ocenił komentator: „Zostało jedno okrążenie, a to dla Emila jest jeszcze szansa na dwadzieścia pięć ataków”...
Kibice w Toruniu chcieliby na pewno w takiej formie widzieć Chrisa Holdera, który wczoraj w pojedynku ze Stalą Gorzów dwukrotnie przegrał z kolegą z zespołu z Kamilem Brzozowskim, sympatycznym, skromnym, lecz nie tak dobrym i uznanym zawodnikiem w naszej lidze.