To co serwuje nam w obecnej edycji Ligi Mistrzów Legia Warszawa normalnie mnie rozwala. Ale nie, żebym miał być zawiedziony, zdegustowany, czy coś w tym stylu. O nie, powiem (napiszę) więcej: byłbym bardzo niezadowolony, obrażony (w sumie to nie wiem nawet na kogo), gdyby zespół mistrza Polski skończył pucharową przygodę w Europie na następnym meczu ze Sportingiem Lizbona.
Jak już pisałem wcześniej, po tym szalonym remisie 3:3 z Realem Madryt, zacząłem kibicować zespołowi z Łazienkowskiej na całego. I śledzę teraz uważnie każdy mecz Legii, także te ligowe, na naszym podwórku, choćby 4:1 w Białymstoku.
Pod ręką Jacka Magiery ten zespół zaczął żyć, ma swój charakter, nie szkodzi, że „kontrowersyjny wizualnie” z tyłu. Ale nie od razu Legię zbudowano na nowo.
O meczu z „Królewskimi” przy pustych trybunach napisałem „szalony”? Mój Boże, a który mecz Legii w tym sezonie nie był z kategorii tych szalonych? Było ich kilka, ale ten wtorkowy w Dortmundzie, który już przeszedł do historii i zapisał się na kartach UEFA, na pewno zostanie zapamiętany przez kibiców na bardzo, bardzo długo.
Rekord gonił rekord. 12 goli w jednym meczu Ligi Mistrzów? Proszę bardzo (a mogło ich być więcej - poprzeczka dla Legii i słupek dla Borussii). Trzy gole w trzy minuty? Nie ma sprawy. Siedem goli do przerwy? A macie, co będziemy wam żałować!
Po tym meczu Borussii z Legią i wyniku 8:4 zatęskniłem za hokejem na lodzie w Bydgoszczy. Ech, kiedyś się chodziło i marzło na trybunach (a potem w kabinie) na „Torbydzie”, ale... Niestety po lodowisku w centrum miasta ostał się ino pusty plac.
A wracając do futbolu, to muszę przyznać, że - mimo pogromu Legii - fajnie się to oglądało. W końcu strzelić cztery gole w Dortmundzie, to nie byle co. I wcale nie były to przypadkowe bramki! Legioniści strzelili je po ciekawych, szybkich akcjach, poczynając od tej pierwszej Prijovicia, a kończąc na trafieniu Nikolicia.
I gdyby nie ta fatalna postawa bramkarza Cierzniaka (szkoda chłopaka, który w wieku 31 lat musiał przejść taki spóźniony chrzest bojowy) i jego kolegów z obrony, którzy biegali w swoim polu karnym, jak dzieci we mgle.
Porażkę 4:8 wspomniany bramkarz Legii podsumował słowami: - Trzeba podnieść głowę i dalej ciężko pracować. Na szczęście za trzy dni jest kolejny mecz.
Jeśli chodzi o obronę, to tu trener Magiera faktycznie ma jeszcze wiele do roboty (bądź właściciele przy transferach), żeby jakoś zbilansować ten zespół. Dał nam przykład choćby Nawałka.
Jednak wychodząc z założenia, że co nas nie zabije, to nas wzmocni, jestem dobrej myśli o przyszłości piłki nożnej „made in Poland”. Rozkręciła się kadra, rozkręci się też Legia.
Tak sobie myślę, że po tym sezonie powinna dostać od UEFA stałą dziką kartę w Champions League. Czy odważna, choć nieraz hurraoptymistyczna gra Legii nie jest żywą reklamą futbolu?