Bydgoszczanin Adam Płotnicki to wokalista progrockowej grupy Crystal Lake. Jego pierwszy solowy album ukazał się jesienią ubiegłego roku.
<!** Image 2 align=right alt="Image 144287" sub="Strona Plotnicky.com to znakomita wizytówka artysty Fot. Archiwum">Po pierwszym podejściu nieodparcie kojarzy się z dokonaniami zespołu Depeche Mode i innych przedstawicieli nurtu synthpopowego lat 80. i tym samym budzi mieszane odczucia. Od razu też powstaje pytanie, czy warto powielać zgraną już nieco formułę? Ponowne przesłuchanie tego wydawnictwa jest już bardziej satysfakcjonująca, bowiem zaczynają wychodzić na wierzch fajne smaczki aranżacyjne, zwłaszcza te nieelektroniczne. Aczkolwiek projekt muzyczny pod nazwą Plotnicky nie ma w swym składzie „żywej” perkusji, partie gitary grane przez Karola Szolza i wtórująca im gitara basowa Andrzeja Neumanna, nadają kolorytu, a nawet zadziorności („Inside”) syntetycznej podstawie brzmienia poszczególnych piosenek. Również wokale lidera mogą się podobać. Są inne, bardziej mroczne - tym samym trochę zbliżone do tonacji, w której porusza się Gahan z Depeche Mode - od tych wykonywanych na płytach zespołu Crystal Lake.
<!** reklama>Sam repertuar, chociaż nie grzeszy oryginalnością, ma w sobie dużo uroku. Melodie są przystępne i chwytliwe, niekiedy wręcz zaraźliwe („In Your Eyes”), ale... No właśnie. Już trzecie podejście do płyty nie budzi większych emocji, bo jak się okazuje utrwalone dźwięki zaczynają się zlewać w jedną całość i nawet zabiegi urozmaicające przekaz nie są w stanie utrzymać uwagi słuchacza na niezmiennie wysokim poziomie. Niewątpliwie jest to jednak wydawnictwo godne polecenia, zrobione w pełni profesjonalnie tak od strony wykonawczej, jak i produkcyjnej (niezawodny Tom Horn) (ocena: 3,5).
Koniec według Marka Everetta
Do zespołu Eels od zawsze miałem duży sentyment. Piosenki tworzone przez Marka Everetta miały niezwykły klimat, który był wypadkową specyficznego głosu artysty i stonowanej, jakby lekko wycofanej instrumentacji. Nawet dość żwawe kawałkach nie atakowały nasze bębenki uszna kanonadą dźwięków.
Zamyślenie, refleksja, to określenia, które na nowej płycie grupy Eels „End Times” z jeszcze większą mocą są wyartykułowane przez lidera. Sam Mark Everett (aka E) określa swój produkt jako „rozwodowy album”. Większość nieco depresyjnych tekstów dotyczy kolejnego traumatycznego wydarzenia w życiu Everetta: rozstania. Zarejestrowany materiał jest jeszcze bardziej autobiograficznym wyznaniem E w porównaniu z poprzednim krążkiem Eels - „Hombre Lobo”. Taka też jest muzyka na tej bardzo wyciszonej płycie (4,0)