Piosenkarka HALINA MLYNKOVA mówi o swojej najnowszej płycie, podróżach, rodzinie, wolnym czasie i marzeniach.
<!** Image 2 align=none alt="Image 183394" sub="fot. Piotr Porębski/ archiwum Haliny Mlynkovej">Niedawno ukazał się Pani pierwszy solowy album zatytułowany „ETNOTEKA”. Jaka jest ta płyta?
Z jednej strony jest ona bardzo mocno zabarwiona muzyką współczesną, a z drugiej etniczną, która gra w mojej duszy. Jest muzyczną podróżą, którą trzeba po prostu przebyć. Rozpoczynam wędrówkę w Afryce, przemierzam Europę i wyruszam do Azji, by w końcu dotrzeć do Ameryki Południowej. Pełno tu instrumentów etnicznych z całego świata, które w każdym zakątku globu są inaczej wykorzystywane. Stąd moja fascynacja. Wychowałam się w tradycji i kulturze zaolziańskiej, a klimaty etniczne były mi zawsze bardzo bliskie. Dużo podróżowałam, co zaowocowało wieloma inspiracjami muzycznymi. Sporo czasu też musiało upłynąć po rozstaniu z Brathankami, żebym zrozumiała, że „Czerwone korale” są naprawdę moje i że z szacunku do słuchaczy powinnam je nadal śpiewać...
Płyta jest muzyczną podróżą, Pani też podróżowała. Jaki kraj wywarł na Pani największe wrażenie?
Zdecydowanie Indie. To miejsce, odpowiadające mi charakterologicznie. Pasuję do tamtejszej atmosfery, zapachów, kolorów. Ludzie mają tam wewnętrzny spokój i są zadowoleni ze swojego życia. Podoba mi się ich filozofia, zgodna z człowiekiem i jego naturą. Może dzięki temu tak dobrze żyją, a my ciągle narzekamy? A może doskwiera nam niedobór słońca, którego brakuje na naszej szerokości geograficznej? Do tego dochodzi jeszcze kultura tego miejsca - uwielbiam tam być i chciałabym zostać na dłużej.
<!** reklama>
Muzyka towarzyszy Pani od zawsze. Naukę gry na fortepianie rozpoczęła Pani już jako sześcioletnie dziecko ...
Rodzice zapisali nas - mnie i mojego brata - na naukę gry na fortepianie już we wczesnym dzieciństwie. Chcieliśmy grać na jakimś instrumencie, ale dziecko nie zdaje sobie sprawy, jaki to ogrom pracy. Ciągnęło mnie do koleżanek, a musiałam dużo ćwiczyć. Teraz jestem wdzięczna rodzicom. Moje dziecko rozpoczęło naukę gry na skrzypcach. Widać, że ma zdolności. Niczego mu nie narzucam. Niech zostanie hydraulikiem, nauczycielem, muzykiem& Kim zechce. Chcę, aby był uczciwym człowiekiem, a instrument muzyczny może rozwinąć jego horyzonty. Wie, że musi pracować, a teraz czuje, że są w życiu obowiązki. To właśnie zaczęło do niego docierać, bo w domu nie musi niczego robić.
<!** Image 3 align=none alt="Image 183394" sub="Na koncercie w Kielcach latem tego roku fot. Jarosław Antoniak/ mwmedia ">
Jak udaje się Pani godzić obowiązki zawodowe z życiem rodzinnym?
Jak każdej kobiecie, która pracuje. Byłam w tej komfortowej sytuacji, że mogłam siedem lat poświęcić dziecku. Mąż fantastycznie zajmuje się naszym synem. W moim życiu tak się ułożyło, że osiągnęłam równowagę między pracą a domem, a syn jest już w takim wieku, że nie musi przebywać stale ze mną.
Ma Pani nie tylko obowiązki rodzinne i zawodowe. Znana jest Pani z działalności społecznej, choćby z zaangażowania w kampanię „Chronię życie przed rakiem szyjki macicy”. I na to znajduje Pani czas...
Chętnie uczestniczę w takich akcjach. Jeżdżę na spotkania i przekonuję, że warto się badać, robić cytologię i przestać traktować ginekologa jako zło konieczne. Ludzie z reguły zaczynają interesować się chorobą, gdy zachoruje ktoś bliski. Wiele jest kobiet świadomych zagrożeń, ale lekarze nadal narzekają, że nie ma kolejek na badania profilaktyczne.
<!** Image 4 align=none alt="Image 183394" sub="Z mężem Łukaszem Nowickim fot. Jarosław Antoniak/ mwmedia">
Czy wyobraża sobie Pani życie bez muzyki?
Muzyka jest moją wielką pasją, za którą poszłabym w ogień. Nigdy nie wątpiłam, że będę śpiewać. Nie wyobrażam sobie siebie w jakimś inym, stałym miejscu pracy. Przez rok występowałam w Teatrze Sabat w spektaklu „Życie jest sceną” u boku Dariusza Kordka. Doszłam jednak do wniosku, że lubię poznawać nowych ludzi i być w podróży, co jest ważne w moim zawodzie.
Jak wygląda Pani czas wolny?
Lubię, jak się coś dzieje i nie przepadam za siedzeniem w domu. Najchętniej wolny czas spędzam z rodziną i przyjaciółmi albo w podróżach.
Niedawno przygotowała Pani grupę uczestników telewizyjnego programu „Bitwa na głosy”. Jak Pani to wspomina?
Pracowało mi się wspaniale. Miałam cudowną grupę. Podczas koncertu w Cieszynie moi podopieczni pokazali, że byli najlepsi i zaśpiewali na luzie. Trzymam za nich kciuki i wierzę, że im się w życiu uda. Przekonałam się, jak silną są drużyną, kiedy pojawiła się osoba, która zaczęła podważać moje kompetencje. Moja drużyna stanęła za mną murem. Miałam ogromne szczęście i grupę do pozazdroszczenia.
<!** Image 5 align=none alt="Image 183394" sub="Z synkiem Piotrem w teatrze fot. Andras Szilagyi/ mwmedia">
O czym Pani marzy?
Wiadomo - o tym, aby moje piosenki docierały do ludzi. Daję siebie na scenie i chcę robić to dalej, nawet do późnej starości. Dla mnie najważniejsze są właśnie te chwile i nie zamierzam po raz drugi zniknąć na siedem lat...
Teczka osobowa
Etniczne klimaty od zawsze
- Halina Mlynkova urodziła się i wychowała w Czechach, w rodzinie działacza polonijnego.
- Ucząc się w liceum medycznym występowała w Zespole Pieśni i Tańca „Olza”.
- Ukończyła etnografię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Na trzecim roku studiów zaczęła naukę w Krakowskiej Szkole Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Grzegorza Motyki.
- W 1999 r. związała się z zespołem Brathanki, z którym odniosła ogromny sukces. Piosenki „Czerwone korale”, „W kinie w Lublinie”, „Gdzie ten, który powie mi” znalazły się na szczytach list przebojów.
- Niedawno ukazał się jej pierwszy solowy album - „ETNOTEKA”.
- Jest żoną aktora Łukasza Nowickiego i mamą siedmioletniego Piotra.
- Adres strony internetowej artystki: halinamlynkova.com