Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Platforma wita się z gąską, zamiast spojrzeć w lustro

Witold Głowacki
Witold Głowacki
Adam Jankowski
Choć rządząca koalicja słabnie, położenie największej partii opozycyjnej jest znacznie mniej komfortowe, niż mogłoby to wynikać z deklarowanego samopoczucia jej liderów. Platformę czeka ciężka, długa i niepewna walka o utrzymanie pozycji lidera na opozycji

Politycy Platformy Obywatelskiej są ostatnio w lepszych nastrojach niż mogłyby na to wskazywać wyniki ich partii. Tydzień po konwencji, na której liderzy Platformy ogłosili pomysł „Koalicji 276”, według którego wszystkie partie opozycyjne miałyby w kolejnych wyborach startować z jednej listy, OKO Press opublikowało sondaż dający takiej koalicyjnej liście opozycji 280 mandatów.

Platformersi mogli więc zakrzyknąć: „Proszę bardzo, oto nasz pomysł się sprawdza, możemy już iść po władzę” - i dokładnie to zrobili. Część polityków Platformy już zaś zaczęła się wręcz witać z gąską, jednocześnie rozliczając błędy i wypaczenia ostatnich tygodni.

„Nie wystarczy tradycyjne „kochajmy się” i zjednoczenie opozycji. Najtrudniejsze będzie utrzymanie spójności po wejściu do Sejmu. Bez silnego autorytetu osób budujących koalicję rozpad może nastąpić jeszcze przed stworzeniem rządu. A kolejna Mucha czy Gill-Piątek zabrać większość” - pisał na Twitterze niedługo po publikacji wspomnianego sondażu Rafał Grupiński, od niedawna - za to aktywnie - obecny wśród użytkowników najważniejszego dla polityków i dziennikarzy medium społecznościo-wego.

Jednocześnie w Platformie nastąpiło przebudzenie frakcji konserwatystów - która domaga się zmiany frontu partii wobec kwestii aborcji (a tym samym Strajku Kobiet). „Wobec wielkiego kryzysu społecznego, spowodowanego zaostrzeniem przez PiS przepisów aborcyjnych, Platforma nie powinna zajmować radykalnego stanowiska i stawać się stroną w wojnie aborcyjnej, która spolaryzuje nasz kraj na wiele lat” - napisało w liście do władz partii 21 parlamentarzystów Platformy. Konserwatyści podkreślili, że opowiadają się za tzw. kompromisem aborcyjnym i niemal jednym tchem zaproponowali przeprowadzenie referendum w sprawie aborcji.

Pod listem podpisali się m.in. Ireneusz Raś, Bogusław Sonik, Marek Sowa, Antoni Mężydło czy Cezary Grabarczyk. W całej grupie można zaobserwować pewną nadreprezentację nazwisk z Małopolski - gdzie Platforma przez długie lata była partią mającą dość bliskie związki z Kościołem.

Inicjatywa konserwatystów zapewne nieprzypadkowo pokrywa się z momentem zarówno ogłoszenia pomysłu Koalicji 276, jak i z pierwszymi sondażami na jej temat. Ten wiatr w żaglach, który poczuła Platforma, według nich ma być impulsem do podyktowania własnych warunków.

Tu warto zaznaczyć, że najgorętszy problem polityki ostatnich miesięcy nie jest kwestią, w której Platforma zdążyłaby zająć jakieś jednoznaczne stanowisko. Ze strony Platformy słychać raczej kakofonię sprzecznych komunikatów na ten temat - od głosów zwolenników „kompromisu aborcyjnego” po deklaracje w rodzaju tych, które ostatnio padają z ust Grzegorza Schetyny, że do „kompromisu” nie ma już powrotu.

Jeśli zaś chodzi o realne posunięcia, to Platforma zdążyła powołać specjalny zespół ds. aborcji pod przewodnictwem Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, który, co dla Platformy dość typowe, długo nie ogłaszał wyników swych prac, aż w końcu stało się to w ostatni czwartek. PO opowiedziała się za dopuszczalnością aborcji w szczególnie trudnych przypadkach do 12 tygodnia ciąży - po konsultacji z lekarzem i psychologiem.

Sondaż Ipsos dla OKO Press rzeczywiście daje opozycyjnej koalicji przewagę - i to miażdżącą - nad PiS. Chęć oddania głosu na taki sojusz wszystkich partii opozycyjnych zadeklarowało 57 procent badanych, podczas gdy PiS mógłby liczyć na 29 procent głosów, czyli o połowę mniej. Ankieterzy zapytali też badanych o to, na kogo głosowaliby, gdyby wszystkie partie opozycji startowały oddzielnie - suma głosów oddanych na opozycję wyniosła wtedy 54 procent, czyli o 3 punkty procentowe mniej niż w wypadku ewentualnej koalicji. W tym wariancie poparcie dla PiS zadeklarowało również 24 procent badanych. Po tyle samo (10 procent) w obu wariantach uzyskała też Konfederacja. „Zysk” opozycji z wariantu startu w koalicji pochodził więc w tym sondażu nie ze strat partii prawicowych, tylko ze zmniejszenia się odsetka wyborców niezdecydowanych.

Z czysto technicznego punktu widzenia pomysł Koalicji 276 ma swoje dość racjonalne uzasadnienie. Cyfra „276” oznacza liczbę mandatów niezbędną do odrzucania weta prezydenta Andrzeja Dudy. Jak zgodnie podkreślali prowadzący konwencję Platformy z 6 lutego Borys Budka i Rafał Trzaskowski, dopiero taki stan posiadania w Sejmie gwarantowałby opozycji możliwość pełnego odsunięcia Zjednoczonej Prawicy od władzy.

Jeśli zajrzymy zaś do wyborczego kalendarza - pamiętajmy, że cały czas mówimy o stronie technicznej całej koncepcji - zobaczymy, że wybory parlamentarne, przypadające na jesień 2023 roku, dzielić będą prawie dwa pełne lata od wyborów prezydenckich, które powinny się odbyć dopiero latem 2025 roku. To rzeczywiście zdecydowanie zbyt długo, by ewentualna opozycyjna większość parlamentarna niedysponująca zdolnością do odrzucania prezydenckiego weta mogła myśleć o względnie skutecznych i komfortowych rządach.

Rzeczywiście więc - opozycji zdecydowanie opłaca się walczyć o większość na poziomie 3/5 składu Sejmu, tak by móc skutecznie związać ręce Andrzejowi Dudzie i sprawić, że jego weto nie będzie mogło być skuteczne. Wspólna lista wyborcza opozycji do Sejmu w sprzyjających okolicznościach, o których więcej za chwilę, mogłaby być teoretycznie dobrym do tego środkiem. Polska ordynacja wyborcza skonstruowana jest tak, że zwycięzca wyborów zbiera premię w postaci dodatkowych mandatów. Kilka partii startujących razem zawsze zyska ich więc więcej niż w wypadku, gdyby każda z nich startowała osobno - przynajmniej przy bardzo uproszczonym założeniu, że wynik koalicji miałby być sumą ich indywidualnych wyników.

Zarazem jednak istnieją dwa powody, dla których zgłaszanie dzisiaj, na prawie trzy lata przed kolejnymi wyborami, inicjatywy wspólnego startu wszystkich partii opozycji, każe spojrzeć na intencje Platformy Obywatelskiej co najmniej podejrzliwie.

Po pierwsze - jest obiektywnie za wcześnie. Do końca kadencji zostały trzy lata - czyli w kategoriach polskiej polityki wręcz cała epoka. Rzecz jasna gdzieś na horyzoncie rysuje się również i taka możliwość, że wybory odbędą się w znacznie wcześniejszym terminie - do tego jednak trzeba by było trwałego rozpadu Zjednoczonej Prawicy. Tymczasem w Zjednoczonej Prawicy, nie da się ukryć, atmosfera mocno zgęstniała, a kolejne starcia na linii PiS-Solidarna Polska i PiS-Porozumienie, przebiegają coraz bardziej burzliwie, jednak liderzy rządzącej koalicji ani razu jeszcze nie doprowadzili do sytuacji, w której losy ich większości stałyby się realnie zagrożone. Choć to, co dzieje się w Zjednoczonej Prawicy bywa z perspektywy uczestników tej koalicji całkiem realną polityczną walką na śmierć i życie, z perspektywy opozycji są to za każdym razem burze w szklance wody - nie- przynoszące żadnego rozstrzygnięcia w postaci szansy na przyspieszone wybory i tym samym nowe rozdanie. Innymi słowy - nawet gdyby Kaczyńskiemu udało się skutecznie zmarginalizować Gowina, albo gdyby Ziobrze udało się trwale zepchnąć PiS na tę najbardziej prawą flankę, to z pewnością oznaczałoby koniec pewnych karier czy złudzeń wewnątrz obozu prawicy, ale nie przekładałoby się na samo trwanie koalicji.

Po drugie natomiast sam fakt, że opozycja może dziś myśleć o większości parlamentarnej na poziomie 276 mandatów lub nawet wyższej, nie bierze się znikąd, przy czym najwyżej w bardzo niewielkim - jeśli nie w żadnym - stopniu jest zasługą autorów koncepcji „Koalicji 276”, czyli polityków Platformy Obywatelskiej. O wiele więcej do powiedzenia w tej sprawie mają dwa inne środowiska. Polska 2050 i Strajk Kobiet.

Zacznijmy od Hołowni i jego ekipy. Sytuacja na polskiej scenie - czy raczej w jej wydaniu sondażowym - znacząco zmieniła się jesienią, gdy ośrodki badania opinii publicznej zaczęły uwzględniać w kwestionariuszach ankiet Polskę 2050 Szymona Hołowni. W dość szybkim tempie zmieniło to układ sił między prawicą a ugrupowaniami określanymi zbiorczo mianem opozycji demokratycznej. Od kilku miesięcy wynosi on mniej więcej 6:4 na korzyść tej drugiej - i to po zsumowaniu sondażowych wyników PiS i Konfederacji. Głównym powodem tego stanu rzeczy jest szybki wzrost notowań Polski 2050 - notującej w tej chwili w sondażach już nawet po około 20 procent poparcia. Sondażowy marsz Polski 2050 zmienia układ sił na korzyść najszerzej rozumianej opozycji między innymi dlatego, że ugrupowanie Hołowni ma w tej chwili największą po opozycyjnej stronie sceny zdolność do przejmowania umiarkowanych wyborców PiS zniechęconych do poczynań swej dotychczasowej partii w ostatnich miesiącach - przede wszystkim w kontekście nieskutecznej walki z pandemią i rozpętania nowej wojny o ustawę aborcyjną.

Na tym tle sondażowa kondycja Platformy Obywatelskiej nie sprawia oszałamiającego wrażenia. Partia Hołowni ściga się właśnie z Koalicją Obywatelską o palmę pierwszeństwa na opozycji, co zawdzięcza zarówno własnym spektakularnym wzrostom, jak i spadkowi notowań KO o ładnych parę punktów procentowych. Dodajmy, że te straty to niemal wyłącznie skutek odpływu wyborców KO na rzecz partii Szymona Hołowni. Żeby nie być gołosłownym - w tym samym sondażu, który dawał „Koalicji 276” 280 mandatów, liczone już osobno Platforma i Polska 2050 zebrały po 20 procent poparcia.

Fakty są takie, że Platformie w błyskawicznym tempie wyrósł na scenie bardzo poważny konkurent. Nie taki, który jest w stanie Platformę co najwyżej gonić - jak Nowoczesna w roku 2015 czy 2016 - tylko taki, który jest w stanie ją wyprzedzić i zdominować, przejmując zarówno część wyborców, jak i nawet aktywnych polityków PO. Polska 2050 Szymona Hołowni znajduje się w fazie bardzo intensywnego rozwoju, jeszcze przed swą formalną rejestracją (proces toczy się w sądzie) walcząc o pozycję lidera na opozycji.

W sensie programowo-światopoglądowym centrowa Polska 2050 mogłaby być bez większego trudu koalicyjnym sojusznikiem Platformy. Ze stricte politycznego punktu widzenia jest jednak dla niej zagrożeniem - i tylko zagrożeniem. Także dlatego, że ruch Hołowni czerpie swą polityczną siłę po części z rosnącego rozczarowania Polaków całą obejmującą ostatnie dwie dekady polityczną epoką spod znaku duopolu PO-PiS.

Stąd też nie sposób patrzeć na projekt „Koalicji 276” inaczej niż na próbę neutralizacji tego zagrożenia. Hołownia objęty takim „patronatem” ze strony Platformy stałby się zapewne bardziej oswojony, być może musiałby też zaprzestać wyłuskiwania posłów z innych ugrupowań opozycyjnych - bo czy tak wewnątrz koalicji wypada? W jeszcze większym stopniu doświadczałyby podobnej presji ze strony PO mniejsza Lewica i najsłabsze PSL.

A zatem jeśli pobieżnie zerkniemy na polityczne interesy ewentualnych uczestników „Koalicji 276”, zobaczymy jasno i wyraźnie, że udział w niej w tym momencie i na tym etapie politycznego kalendarza opłacałby się tylko i wyłącznie Platformie.

Jest jednak także drugi społeczno-polityczny fundament, na którym opiera się jesienna zmiana politycznych trendów. To Strajk Kobiet - i nieco szerzej, cały ruch protestu zapoczątkowany ogłoszeniem przez TK wyroku ws. ustawy aborcyjnej. Uruchomione po decyzji TK społeczne emocje o bardzo politycznym charakterze, jeszcze długo będą miały wpływ na wszystko, co dzieje się na scenie. Protesty pozostają głosem polskich kobiet i najmłodszych pokoleń wyborców. Ich przekonania, aspiracje i oczekiwania zdają się w wielu kwestiach iść znacznie dalej niż chciałaby centrowokonserwa-tywna część polskiej sceny politycznej. Jednocześnie fala żywiołowej niechęci protestujących pod adresem odpowiedzialnej (i w oczach społeczeństwa, i faktycznie) za wyrok TK rządzącej koalicji znacząco osłabia jej postrzeganie nawet w oczach części zdeklarowanego elektoratu prawicy.

Tymczasem protestującym kobietom i protestującym młodym brakuje proporcjonalnej reprezentacji w składzie polskiej klasy politycznej - w jej parlamentarnym rozumieniu. Część z nich skłania się ku nowej lewicy, co jednak w bardzo niewielkim stopniu ma wpływ na sondaże, część z kolei orientuje się na ruch Hołowni, często przypisując mu cechy programowe raczej według własnego uznania niż rzeczywistych deklaracji liderów Polski 2050, jednak jedno jest pewne - uczestnicy i sympatycy protestów pozostają poza oddziaływaniem Zjednoczonej Prawicy. W ten sposób cały ruch sprzeciwu wobec decyzji TK i pomysłów rządzących związanych z aborcją obecnie naturalnie sprzyja opozycji, będąc jednocześnie coraz poważniejszym problemem dla PiS i jego koalicjantów. W nieco dalszej przyszłości może jednak wymusić albo dostosowanie oferty programowej opozycji do swych postulatów, albo też wyłonienie się zupełnie nowej formacji politycznej na mapie.

Platforma natomiast nie ma dziś realnych powodów do samozadowolenia. Zamiast błyskotliwego marszu po władzę na czele „Koalicji 276” czeka ją raczej długa walka o utrzymanie się na czołowej pozycji po opozycyjnej stronie sceny. W tej walce zaś - by sparafrazować niezbyt ładne słowa Rafała Grupińskiego - najprawdopodobniej pojawi się jeszcze niejedna Mucha, i niejedna Gill-Piątek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Platforma wita się z gąską, zamiast spojrzeć w lustro - Portal i.pl