
H – jak książę Harry
Jakoś do połowy grudnia ekscytowaliśmy się, że to Robert Lewandowski może okazać się najskuteczniejszym piłkarzem w 2017 roku ("Lewy" się tym nie przejmował, pytał: - A jest za to puchar? No właśnie). To jednak nie Polak, ani Lionel Messi czy Cristiano Ronaldo zdobył najwięcej bramek. Na finiszu wszystkich wyprzedził ten z potencjalnie najsłabszego zespołu, książę Harry Kane, autor 56 bramek (Messi 54, Lewandowski, Ronaldo i Cavani po 53). Dorobek Anglika blaknie tylko wtedy kiedy porówna się go z 91 golami Messiego w 2012 roku.

I - irracjonalność
Wiele dziwnego wydarzyło się zwłaszcza w polskiej lidze. Do ostatniej kolejki poprzedniego sezonu nie wiedzieliśmy czy mistrzem zostanie Legia Warszawa, Lech Poznań, Jagiellonia Białystok, a może jednak Lechia Gdańsk. Dość zaskakujących zdarzeń doświadczyliśmy również tej jesieni. Oto "mistrzem" została drużyna, która zanotowała aż siedem porażek, czyli o jedną mniej niż czternasty zespół i o dwie więcej niż szósty.

J – jak Juventus ze Szczęsnym
Rzadko zdarza się, żeby to akurat Polaka namaszczono na następcę legendy wielkiego klubu. Ten zaszczyt przypadł Wojciechowi Szczęsnemu, którego w lipcu Juventus zakupił za 12 mln euro z Arsenalu po to, by mieć godną kontynuację ery Gianluigiego Buffona. I na razie rzeczywiście ma, bo Szczęsny zaliczył pięć czystych kont z rzędu. Proszę sobie wyobrazić, że po jego interwencji w meczu z Romą kibice "Starej Damy" pisali o nim per Buffon. Trudno o lepszy komplement.

K – jak kompromitacja
Jeżeli wydaje się wam, że polska piłka klubowa niżej upaść nie mogła, to w tym roku wyprowadziła was z błędu. Legia Warszawa po "wybryku" z 2016, bo za taki trzeba uznać awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów, powróciła do ustalonych standardów; w eliminacjach do tych rozgrywek przegrała dwumecz z kazachską Astaną, a w kwalifikacjach do Ligi Europy z mołdawskim Sheriffem Tiraspol.