Każdy tydzień funkcjonowania parkingów P&R w mieście w obecnym stanie rzeczy, czyli de facto nie funkcjonowania w ogóle, działa na szkodę intencji, która przyświecała ich budowie. Bydgoszczanin, który mija P&R w samochodzie, autobusie czy tramwaju, nabiera coraz mocniejszego przekonania, że to niewypał i pieniądze wyrzucone w błoto.
Ponad miesiąc temu proponowałem w jednym z komentarzy, by władze miasta wykorzystały Boże Narodzenie i w Wigilię ogłosiły, że parkingi P&R zostają otwarte aż do końca kalendarzowej zimy. Ratusz nie posłuchał wtedy tego głosu. Co dzięki temu zyskał? Na pewno nie pieniądze, bo tych parkingi przynoszą tyle, co kot napłakał. Sympatii do parkingów i siebie także urzędnicy nie zdobyli. Ba, parkingi stały się w międzyczasie ulubionym bydgoskim chłopcem do bicia. Ale do końca zimy jeszcze daleko. Wciąż można otworzyć na jej okres puste place parkingowe (pod jakimś pretekstem, gdyby był konieczny) i w tym czasie przeprowadzić szybkie konsultacje społeczne na temat zmian w regulaminie P&R. Lepsze to niż trwać w uporze, za wszelką cenę nie przyznając się do falstartu.
