Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Parę kresek od rekordu

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Najwyższą w Polsce temperaturą powietrza - +40,2 stopnia Celsjusza - dawno temu, bo 29 lipca 1921 r., odnotował niemiecki wówczas termometr w miejscowości Prószków, 10 kilometrów od Opola.

<!** Image 2 align=right alt="Image 151360" sub="Upał doskwierał nam wczoraj bardzo. Można było chłodzić się przy fontannie lub lec w cieniu na parkowej ławeczce / Fot. Tymon Markowski">Najwyższą w Polsce temperaturą powietrza - +40,2 stopnia Celsjusza - dawno temu, bo 29 lipca 1921 r., odnotował niemiecki wówczas termometr w miejscowości Prószków, 10 kilometrów od Opola. W naszym regionie najgoręcej w historii dokumentowanych pomiarów było do tej pory w Toruniu. Rekord odnotowano 11 lipca 1959 r., wynosi on +38,2 stopnia, ale z tym osiągnięciem nie mieścimy się na podium, bo jest to czwarty wynik w Polsce. W Bydgoszczy najcieplej było 31 lipca 1994 r., kiedy to słupek rtęci na termoterach sięgnął równo 38. kreskę. W czerwcu natomiast najgorętszą miejscowością w Polsce było Koło, gdzie w 2000 r. mieszkańcy smażyli się przy +36,9 stopnia. Jeśli do tej wyliczanki dorzucimy jeszcze najniższą czerwcową temperaturę w kraju (-3,4 st. C 9 czerwca 1951 r. w Lęborku), to chyba zrozumieją Państwo, iż narzekanie na głupie +32,1 (tyle wczoraj o godz. 13.30 odnotowała moja żona w cieniu przed domem) jest wielkopańską fanaberią.

<!** reklama>Generalnie odnoszę wrażenie, że obywatele szóstego pod względem liczby ludności państwa w Unii Europejskiej stali się przewrażliwieni. Tej zimy w styczniu wystarczyło kilka dni z mocniejszymi opadami śniegu, by niektórzy poczuli w nozdrzach apokalipsę. Teraz doświadczyły nas po kolei inne plagi: powódź, upał i w ślad za powodzią plaga owadów, ze zbrojnymi komarzycami na czele. Chylę ze współczuciem czoło przed tymi, którym woda wypłukała oszczędności całego życia. Mam też nadzieję, że ofiary powodzi odczują bezpieczeństwo życia w europejskiej wspólnocie i otrzymają solidne zapomogi. Tegoroczna powódź jest chyba pierwszym w takiej skali sprawdzianem rzeczywistej siły unijnej solidarności. Większości rodaków, mimo rosnących słupków kursów walut i malejących kursów spółek giełdowcych, żyje się jednak nieźle. Co nie znaczy, że w tej sytuacji mniej narzekają. Narzekania z kolei zmuszają władze do aktywności - często pozornej - aby tylko sprawić wrażenie, że troski obywateli nie pozostają bez reakcji.

Zimą niczym w laboratorium mogliśmy te akcje i reakcje obserwować w związku z usuwaniem śniegu. Na początku chłodów miasto założyło, że nie będzie wyrzucać pieniędzy w błoto (pośniegowe), bo po co marnować pieniądze na usuwanie czegoś, co prędzej czy później samo zniknie. Niestety, przekorny Pan Bozia sypnął białych puchem najmocniej od pięciu lat. Bydgoszczanie uderzyli w lament i wydali gniewne pomruki, media wzmocniły pomruki do potęgi gromu. Po jakimś czasie samorządowa władza, w dodatku wchodząca właśnie w rok wyborów, pękła i wypuściła swój przeciwzimowy tabor na drogi. Z efektami, jak pamiętamy, było różnie. Przez dłuższy czas zabawa polegała na przepychaniu śniegu z jezdni na chodnik (pługiem) i wkrótce z chodnika na jezdnię (cieciem lub właścicielem pobliskiej nieruchomości). Potem zaczęto zwozić śnieg na ogromne pryzmy, co propagandowo też okazało się kiepskim rozwiązaniem. Pryzmy bowiem kłuły w oczy, wywoływały ekologiczne lęki i jeszcze długo po odwilży przypominały o mało skutecznej walce ludzi prezydenta z żywiołem.

Minęło parę miesięcy. Powodzi, ze względu na położenie Bydgoszczy, poważnie obawiać się musi tylko garstka tubylców. Ale za to komary i meszki atakują jak wściekłe. Pogryziony lud woła zatem o opryski. Globtroterzy o skuteczności takich działań zwykle wypowiadają się ze sporą rezerwą. W ubiegłym roku byliśmy z żoną na wczasach w Turcji. Porządny hotel, co wieczór słyszałem charakterystyczne dudnienie maszyny przeciwko komarom. I rzeczywiście, nie gryzły... mnie, bo żona cała była w czerwonych bąblach. Podejrzewam, że podobnie jest z bydgoską krucjatą przeciwko krwiopijcom. Tym, których pot komarów nie kusi, nie zaszkodzą; tym, których komary nie oszczędzają, nie pomogą. Przeciętny gospodarz w takiej sytuacji powiedziałby: skoro nie pomaga, to po co za to płacić? Gospodarz miasta zaś płaci, by mieć spokój - nie ze strony komarów, lecz mieszkańców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!