https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pan Czesio widzi dziurę w jelicie

Tekst Piotr Schutta, Rys. Łukasz Ciaciuch
Mimo że ze ścian spoglądają aniołki, a pod stojakiem z używaną odzieżą kopuluje z misiem ratlerek, nikt się nie uśmiecha. Ludzie czekają w powadze na swoją kolej, ściskając w dłoniach zdjęcia i kępki włosów, zapakowane w folię.

Mimo że ze ścian spoglądają aniołki, a pod stojakiem z używaną odzieżą kopuluje z misiem ratlerek, nikt się nie uśmiecha. Ludzie czekają w powadze na swoją kolej, ściskając w dłoniach zdjęcia i kępki włosów, zapakowane w folię.

<!** Image 2 align=none alt="Image 200347" >

Do pana Czesia łatwo jest trafić. Numer telefonu do sklepu, w którym bioenergoterapeuta przyjmuje od lat, krąży po mieście pocztą pantoflową. A jeśli nie mamy numeru, możemy znaleźć go sami w Internecie, ponieważ sklep jest charakterystyczny. <!** reklama>

- Dzień dobry, chciałbym się umówić na spotkanie z panem Czesławem.

- Nie ma problemu - telefon odbiera kobieta o miłym głosie. Woła do kogoś: „Podaj mi zeszycik!”. - Może być ten poniedziałek? Bo Pan Czesio przyjmuje w poniedziałki - mówi kobieta, po czym podaje godzinę wizyty i wyjaśnia, jak trafić na miejsce. - Sklep będzie otwarty - dodaje.

Trzydzieści się należy

- Przynieść wyniki badań? - pytam.

- Nie. Tylko tabletki, jeśli pan jakieś bierze.

- A jak to finansowo wygląda?

- 30 złotych - informuje sympatyczna rozmówczyni. Mówi, że można przyjść wcześniej, ale trzeba się liczyć z tym, że będzie kolejka.

Drzwi sklepu, mimo późnej pory, faktycznie są otwarte. W środku jest pełno ludzi. Chorzy siedzą lub stoją. Ciasno. Wszędzie anioły z gipsu i drewna oraz stojaki z używaną odzieżą. W gablocie za szybą wyroby ze srebra - od krzyżyków po pierścienie Nibelungów.

- Mamy półgodzinne opóźnienie - informuje na powitanie sympatyczna siwowłosa kobieta około sześćdziesiątki, ubrana w fioletową kamizelkę z polaru. Kieruje ruchem. Wyczytuje nazwiska oczekujących, odhacza je w zeszycie i pobiera opłaty, wydając paragony z kasy fiskalnej. Najlepiej zapłacić przed wejściem.

Za ubraniami przysiadło małżeństwo w średnim wieku. Kobieta wygląda na poważnie chorą. Ma żółtą woskową cerę. Mąż spogląda na nią zatroskanym wzrokiem. Przed wejściem do pana Czesia muszą przekazać kępki włosów. Kierująca ruchem informuje ich, że jak włosy znajdą się w kartotece, to później już nie trzeba będzie przyjeżdżać. Wystarczy telefon. Pan Czesio będzie wiedział, co robić.

- A co on robi z tymi włosami? Dotyka? - dopytuje tleniona blondynka około sześćdziesiątki.

- Nie. Wahadełkiem nad tym jeździ - odpowiada lepiej poinformowana wdowa w podeszłym wieku. Poprawia czarną apaszkę i szuka karteczki, którą dostała od asystentki pana Czesia. Jest już po wizycie. Czeka tylko na córkę, bo razem przyjechały.

- Co pani ma? No tak, sczyszczenie wątroby. Proszę brać te zioła, a potem na zapper - wyjaśnia uczenie kobieta w kamizelce.

Otyły mężczyzna po czterdziestce ma problemy z wątrobą. Przyjechał, żeby zdać relację ze skuteczności mieszanki ziołowej, którą podczas poprzedniej wizyty przepisał mu uzdrowiciel, i pobrać nowe wskazówki.

Może tak, a może tak

- Jak wczoraj popiłem, to bolało jak zawsze - nie ukrywa. Dzisiaj przyjechał sam, ale zazwyczaj towarzyszą mu córka i żona. Też się tu „leczą”. - Pan Czesio to świetny diagnosta. Wiem, bo znajomi mi opowiadali. Bezbłędnie potrafi wykryć chorobę. U jednego faceta wyczuł raka i wyleczył. Zabiegi też jakieś robi - opowiada człowiek z chorą wątrobą.

Pan Czesław przyjmuje na zapleczu w jasno oświetlonym pokoju pełnym bibelotów. Na jednej z półek obrazki z wizerunkiem Chrystusa i krzyżyk.

Przy ławie siedzi ciemna szatynka po czterdziestce z długopisem w ręku i gotowością w oczach. Znachor jest niewysokim panem w średnim wieku z brzuszkiem i wahadełkiem. Może mieć lat sześćdziesiąt albo pięćdziesiąt parę. Twarz szeroka, zdradzająca zmęczenie i napięcie. Każe usiąść i sam siada naprzeciwko w odległości dwóch metrów.

- Słucham pana? - zaczyna.

- Pojawiła się krew w stolcu - mówię, podając objawy, które podsunął mi pewien chirurg.

- Był pan u lekarza?

- Byłem u rodzinnego.

- I co?

- Skierował mnie do specjalisty.

- I na kiedy ma pan termin? Pewnie za pół roku? No, dobrze - kwituje pan Czesław i nie pytając o nic więcej przystępuje do dzieła. Zamyka oczy, twarz chowa w lewej dłoni, w prawej zaś dzierży pokaźne wahadło z kulek i stożków. Wahadełko wykonuje kilka ruchów, a potem zamiera. Mijają sekundy pełne napięcia. Mężczyzna ciężko wzdycha. Wreszcie przemawia.

- Kurczę, co ja mam z panem zrobić - mruczy pod nosem. - Może tak. Albo nie - wygląda na to, że z czymś się zmaga. W końcu następuje przełamanie wątpliwości i mężczyzna zaczyna recytować jak w natchnieniu, nadal nie otwierając oczu: - Immuno trzy razy sześć, raphacholin trzy razy trzy, dolomit dwa razy po jednym. I jedno calcium rozpuszczać w mleku. Przez szesnaście dni. Potem przyjść na zapper - kończy wyliczankę. Asystentka pisze jak automat. Przy mleku ma tylko obiekcje co do ilości. W końcu państwo wyjaśniają sobie, że chodzi o jedną szklankę.

- Co to za kuracja? I co mi jest? - pytam nieśmiało.

- W jelicie grubym jest perforacja. A to jest bandaż wewnętrzny. Tak się robi - informuje rzeczowo pan Czesław. Ton jego głosu wyklucza możliwość pomyłki w diagnozie i zaproponowanym leczeniu. Oprócz tego radzi, by udać się do lekarza i poddać się badaniom, a potem wrócić do sklepu.

Chcę o coś zapytać, ale do rozmowy włącza się asystentka i wyręcza pana Czesia.

- Coś się u pana zrobiło w jelicie grubym. W związku z tym ma pan krwawienie. Zanim panu to sprawdzą, to już możemy zacząć działać, żeby panu było lżej. I na zapper proszę się zapisać. Przeczyta pan sobie o tym w Internecie - rzuca na pożegnanie.

Wracam do poczekalni skołowany. W głowie mam jedno słowo: „perforacja”. Tymczasem do sklepu przybyły nowe osoby. Wysoki mężczyzna o wyglądzie dyrektora banku, szczupła kobieta w beżowym płaszczyku oraz chudy pięćdziesięciolatek o szarej twarzy. Między oczekującymi kręci się rudy piesek z wybałuszonymi oczkami. Wskakuje ludziom na kolana. Poddaje się pieszczotom. Kiedy ma dość, chowa się w budzie z gąbki i zaczyna zabawiać się maskotką misia. Buda aż się trzęsie.

Powinien pan nie żyć

- Co panu zdiagnozował? - nie może uwierzyć dr Wojciech Szczęsny, chirurg, do którego dzwonię po wyjściu od znachora. - Perforację jelita grubego? Już by pan nie żył albo byłby pan po zabiegu operacyjnym z wyłonioną stomią. To jest śmiech przez łzy - mówi lekarz. Swego czasu próbował zainteresować działalnością znachorów prokuraturę, sanepid, urząd kontroli skarbowej i kilka innych instytucji. Bez rezultatu.

Szukam w Internecie. Perforacja jelita - przerwanie ściany jelita. Wskazania: konieczne natychmiastowe leczenie operacyjne. Zapper - urządzenie paramedyczne do elektroterapii. Zabija patogeny. Stosować na własną odpowiedzialność. Jego działanie nie jest udowodnione naukowo.

PS. Imię bioenergoterapeuty zmieniono.

Fakty

Kto leczy bez uprawnień...

  • Metoda pana Czesia na bezpłodność. Kobieta nalewa do szklanki wodę z kranu. Miesza prawą ręką. Mężczyzna wylewa wirującą wodę. Powtórzyć sześć razy. Stosować w okresie dni płodnych. Cel: ingerencja w pole magnetyczne pary, plusiki mają się zamienić na minusiki. Wyjaśnienie mechanizmu zaproponowanej metody: nie gadać, stosować.
  • Według artykułu 58. Ustawy o zawodzie lekarza za diagnozowanie i leczenie bez uprawnień grozi kara od grzywny do jednego roku pozbawienia wolności.
  • Pan Czesio nie figuruje w wykazie Cechu Rzemiosł Różnych, gdzie zapisanych jest kilku bioenergoterapeutów. - Ci z wykazu są dobrzy, inni są nawiedzeni, ale nie oceniamy ludzi - mówią w cechu.
  • W miniony poniedziałek do pana Czesława zapisanych było 12 osób. Oprócz niego we wtorki i piątki przyjmuje w sklepiku pani Zyta. Na zapleczu działa też trzeci znachor, wykonujący zabieg zapperem (paramedyczne urządzenie, które nie jest akceptowane przez medycynę akademicką).
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski