Pozornie nie wyróżnia się niczym spośród swoich rówieśników. Może jest trochę spokojniejszy, a na lekcjach wybija palcami rytm na ławkach...
<!** Image 2 align=right alt="Image 109204" sub="Marcin muzykę komponuje w domowym zaciszu. Mimo ogromnego sukcesu, show, do którego przygotował podkład, w opinii osób z jego otoczenia, pozostał skromnym chłopakiem Fot. Radosław Sałaciński">Marcin Pawłowski jest uczniem III klasy III Liceum Ogólnokształcącego. Pod koniec ubiegłego roku miliony widzów największego telewizyjnego show ostatnich miesięcy „Mam talent” wstrzymywały oddech podczas występu półbydgoskiego duetu Melkart Ball. Po castingu i półfinale, przyszedł czas na decydujące show. Napięcie podczas występu zdolnych gimnastyków sięgało zenitu. Potęgowała je muzyka. Spokojna a zarazem dynamiczna, dramatyczna, przerażająca. Stanowiła integralną część ich, jak się okazało, zwycięskiego, pokazu. - Do sukcesu dołożył się kompozytor, który ułożył podkłady do wszystkich naszych występów.
- Ma 18 lat, a robi cuda - powiedział o młodym zdolnym Bartłomiej Pankau w finałowym odcinku show. Poznali się, mniej więcej, w kwietniu zeszłego roku. - Wtedy jeszcze nie w głowie nam był występ w „Mam talent”. Chcieliśmy spróbować występów w kraju i szukaliśmy kogoś do współpracy. Na początku muzykę do naszych występów miał wykonywać ktoś inny. Gdy okazało się, że nie może, polecił Marcina. Byliśmy za granicą, więc kontaktowaliśmy się przez Skype’a. Przesłał swoje propozycje, to jednak nie było jeszcze to. Gdy spotkaliśmy się, opowiedzieliśmy o występach, zaczął iść w dobrym kierunku. Ten chłopak bez wątpienia ma ogromny talent - opowiada akrobata.
<!** reklama>Marcin Pawłowski urodził się w 1990 roku. Mimo młodego wieku, jest kompozytorem i producentem ze wszechstronnymi zainteresowaniami i zdolnościami, sięgającymi od hip-hopu, przez muzykę instrumentalną po klubową i pop. Współpracuje z najlepszymi żonglerami, akrobatami, mistrzami Polski w break dance... Przyznaje, że po zwycięstwie duetu w telewizyjnym show posypały się propozycje. - Jest ich mnóstwo, każdą traktuję tak samo poważnie, nie można więc powiedzieć, że jedne są ważniejsze od innych - mówi. Kiedy zainteresował się muzyką? - Sam dokładnie nie pamiętam. Było to jakieś 4-5 lat temu. To był impuls. Wróciłem do domu i pomyślałem, że chcę robić muzykę - wspomina bydgoszczanin. Od tamtego czasu nie ma dnia, w którym nie towarzyszyłyby mu syntezator, sample, bity, rytmy... Planuje rozwijać swoją pasję na studiach, na których poświęci się produkcji dźwięku.
- To bardzo sympatyczny chłopak. To, co go wyróżnia, to skromność. To taka zwyczajna wielkość - mówi Grażyna Dziedzic, dyrektorka „trójki”. Arleta Szatkowska, polonistka i założycielka grupy teatralnej „ARLETeatr” dodaje. - Poznaliśmy się z Marcinem podczas przygotowań jednego ze spektakli, do którego komponował podkład. Na lekcjach to zwykły chłopak, muzyka jednak towarzyszy mu na każdym kroku. Czasami na lekcjach wybija rytm na ławce lub bituje... - opowiada polonistka.