Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pacjent? "žBędziemy wołać"

Katarzyna Oleksy
Chora ręka, gips na kolanie, dziecko śpiące z głową opartą o ścianę - tak w dużym skrócie wygląda oczekiwanie w szpitalnych izbach przyjęć.

Chora ręka, gips na kolanie, dziecko śpiące z głową opartą o ścianę - tak w dużym skrócie wygląda oczekiwanie w szpitalnych izbach przyjęć.

<!** Image 2 alt="Image 153953" sub="Niezależnie od pory roku, pacjentów nie brakuje. Na zdjęciu oczekujący na przyjęcie przez lekarza w przychodni sportowej Fot. Tadeusz Pawłowski">Sprawdziliśmy, czy latem łatwiej dostać się na konsultacje lub leczenie. Wszystko zależy od dnia, godziny, a nawet minuty.

Upalna środa. W poczekalni szpitala im. Jurasza czeka około dziesięciu osób z różnymi dolegliwościami. Na każdy sygnał karetki podjeżdżającej pod Klinikę Medycyny Ratunkowej wstrzymują oddech - osoby przywożone do szpitala przez ambulans mają pierwszeństwo. Inni muszą czekać. Jak długo, nie wiadomo.

Stoicki spokój

Wczesnym popołudniem panuje tu względny spokój. Jedni siedzą na kanapach, inni na nich drzemią, jeszcze inni spacerują. Na szczęście, mimo upału i braku klimatyzacji, w holu jest przyjemny chłód. Usiedzieć nie może pan Wojtek. Młody mężczyzna czeka na informację, jaki jest stan zdrowia jego mamy.

- Zabrało ją pogotowie, nie wiemy, z jakiego powodu. Gdy tylko się o tym dowiedziałem, przyjechałem tutaj. Mama już była na badaniach. Nigdy wcześniej nic podobnego się nie zdarzyło. Może to przez ten upał? Czekam już dwie godziny. To dobrze, że lekarze już się nią zajmują, ale chciałbym wiedzieć, co mamie się stało, a nikt nie udziela mi informacji - mówi spokojnie. Po chwili widać go jeszcze na korytarzu, potem znika. Prawdopodobnie wezwany został do mamy.

<!** reklama>Mniej szczęścia miała pani Anna, która na początku lipca trafiła na ostry dyżur do szpitala wojskowego. - Kość ogonowa. Straszny ból. Wcześniej upadłam, sądziłam więc, że ból jest chwilowy. Nasilał się z godziny na godzinę, pojechałam do szpitala. Była sobota, około godz. 17-18 - wspomina. Jak twierdzi, na izbie panował ogólny bałagan.

Ostry... chaos

- I to mówiąc bardzo delikatnie. Ludzie siedzieli po siedem godzin, z małymi dziećmi. Organizacja wygląda tak, że po przyjeździe na miejsce nikt nie pyta, co komu dolega. Przychodzi pani, która zbiera dowody hurtowo i potem wyczytuje nazwiska. Nie wiadomo, na jakiej podstawie, w dowodzie nie mam przecież wypisane, co mi dolega. Mnie i tak się udało, bo gdy przyjechałam było akurat zbieranie dowodów, nie czekałam więc długo, by wysłano mnie na rentgen. Ale na ten rentgen poszła cała gromada, bo wysyłają tam chyba wszystkich. Przyszedł pan, za którym mieliśmy iść. Więc jedni idą, inni kuśtykają, jeszcze innych ktoś prowadzi, kolejni na wózku, bo sami iść nie mogą. Do windy. Ale do niej wszyscy się nie zmieścili. Trudno. Na prześwietlenie też wywołują. Ze zdjęciem wraca się pod gabinet i znów czekanie. Ogólnie jestem spokojna, ale wtedy zaczęłam się denerwować. Jakiegoś chłopca posadzili na wózku, bo niby miał coś z nogą. A on tym wózkiem po całym korytarzu jeździł, odpychając się nogami! To co go niby boli?! Potem przyjechał starszy mężczyzna - pobity, w samych majtkach. Cały czas pukał do lekarza, by go przyjęli, bo potem nie ma czym wrócić. Po nim przywieźli więźnia: w kajdankach na nogach, z obstawą. Byłam pewna, że wejdzie bez kolejki, ale na szczęście czekał - opowiada pani Anna. Gdy w końcu została przyjęta przez lekarza, nie było lepiej. - Nawet na mnie nie spojrzał, stwierdził, że kość jest stłuczona. Kazał brać leki, ale o receptę musiałam się dopominać. Wypisał skierowanie do poradni, ale nie dopisał jakiej. Wyszłam ze szpitala po północy. Na dodatek okazało się, że diagnoza była błędna. Dolegliwość okazała się na tyle poważna, że trafiłam do chirurga. Szkoda, że dopiero po kilku dniach - wspomina. Dodaje, że ma porównanie, bo kiedyś trafiła na izbę przyjęć do „Biziela”. - Niebo a ziemia - mówi.

Nie ta noga

Innego zdania jest pani Ewa, której córka pod koniec roku szkolnego skręciła na lekcji wychowania fizycznego kostkę. - Aby poznać diagnozę, swoje odczekaliśmy. W poczekalni „Biziela” przeszłam już wszystkie etapy: od zdenerwowania, przez przeklinanie po kompletną głupawkę. Nikt nic nie wie. I to sakramentalne: będziemy wołać! - denerwuje się bydgoszczanka. - Doczekałyśmy się spotkania z lekarzem, który wysłał nas na rentgen. Tam okazało się, że kazał prześwietlić... nie tę nogę! Mówię pielęgniarce, że chodzi o drugą stopę, a ona, że musi zrobić tak, jak jest na skierowaniu. Więc z powrotem do lekarza, po poprawny wpis z pieczątką. I tak zleciało nam kilka godzin - wspomina.

- Lato u lekarza wygląda tak samo jak zima - mówi filozoficznie pacjent czekający na swoją kolejkę w przychodni przy ul. Chrobrego. Obok niego trzech innych panów w szortach i koszulkach na ramiączkach. Jeden z gazetą, inny z krzyżówką. - Już i tak czekam za długo - uśmiecha się pan w czapce. Lekarz przyjmuje dopiero od pół godziny, a pacjenci przyszli godzinę temu.

Zdjęcie od ręki

W przychodni na ul. Gdańskiej też spokój. Pani Anna przyszła prześwietlić kostkę. Zdjęcie zrobiono od ręki. W poradni okulistycznej pusto.

- Zapraszamy o 7.30 rano. O tej godzinie rejestrujemy i jest sporo ludzi. Czy więcej zimą czy latem? Na dwoje babka wróżyła. Z jednej strony ludzie są na urlopach, ale z drugiej, przychodzi dużo dzieci, których rodzice wykorzystują to, że są wakacje - mówi jedna z rejestratorek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!