Kary 2 lat więzienia, grzywny i obowiązku naprawienia szkody zażądał prokurator dla Jerzego T. Mężczyzna miał wyłudzać pieniądze za rzekomą szczepionkę na raka.
Na rozprawę w bydgoskim Sądzie Rejonowym Jerzy T. stawił się osobiście. Niewysoki starszy pan z przystrzyżoną bródką, z wyglądu typowy profesor uniwersytecki. Nie dawał po sobie poznać zdenerwowania, mimo że przyjechał na końcową rozprawę, podczas której miały zostać wygłoszone mowy stron. Prokurator zażądał 2 lat więzienia, grzywny w wysokości 10 tys. zł i naprawy szkody w całości. Obrona wniosła o uniewinnienie.
W 2009 roku prokuratura Okręgowa w Bydgoszczy oskarżyła go o to, że wyłudził od siedmiu pacjentów łączna kwotę 80 tys. zł i że usiłował wyłudzić drugie tyle o kolejnych siedmiu chorych.
O doktorze T. zrobiło się głośno w 2003 roku, gdy otrzymał grant ministerialny na badania metod leczenia glejaka (złośliwy nowotwór mózgu). Było to 300 tys. zł.
<!** reklama>
Gdy wyszło na jaw, że doktor brał po kilkanaście tysięcy złotych od rodzin pacjentów za "cudowny lek", komisja bioetyczna uczelni wstrzymała prace zespołu. Po prasowych doniesieniach o możliwych nieprawidłowościach z jego udziałem, Jerzy T. zniknął. Został zwolniony dyscyplinarnie. Powodem było niestawianie się do pracy. Okazało się, że doktor T. wyjechał do Francji.
Polskie organy ścigania wydały za nim europejski nakaz aresztowania. Jerzy T. został namierzony przez Interpol.
Na proces medyk czekał od jesieni 2009 roku. Akt oskarżenia skierowano najpierw do Sądu Rejonowego, który przekazał ją Sądowi Okręgowemu. Chodziło o to, czy nie uznać wyłudzonych sum za mienie znacznej wartości. Ostatecznie sprawę rozpatruje Sąd Rejonowy. Wyrok zapadnie w piątek.