Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Osiem lat dla „pana hrabiego”, który traktował pracujących u niego ludzi jak zwierzęta

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
123RF
Andrzej Z. w międzywojniu był właścicielem 300-morgowego gospodarstwa w podbydgoskim Jastrzębiu.

[break]
Swoich „poddanych” traktował jak najgorzej, kazał im zwracać się do siebie per „panie hrabio”. Jak mówiono, na polu pana dziedzica robotnicy rolni musieli odrabiać pańszczyznę jak w zamierzchłych, najgorszych czasach.

„Strzelaj, na co czekasz!”
Sam Andrzej Z. żył za to jak prawdziwy hrabia. Lubił przyjeżdżać do Bydgoszczy, aby zabawiać się do późnej nocy w najlepszych lokalach. Podróżował zawsze czterokonną powózką w towarzystwie lokaja, by sprawiać wrażenie, jaki to z niego wielki pan.
W 1933 roku Andrzej Z. miał 28 lat. Rok wcześniej stanął przed sądem pod zarzutem zabójstwa jednego ze swoich pracowników, lecz został uniewinniony po stwierdzeniu, że do śmierci „pan hrabia” przyczynił się nieumyślnie.

Drugi raz o zabójstwo został oskarżony właśnie w 1933 roku. 11 czerwca tego roku polecił swojemu parobkowi Władysławowi Z. zajechać bryczką pod dom. Ten, traktowany od dawna bardzo źle przez hrabiego i jego rodzinę, uczynił to, lecz na zwróconą mu uwagę o niewłaściwym założeniu uprzęży przez siostrę „hrabiego”, Hannę Z., nie zdzierżył i butnie odpowiedział, „żeby sama sobie poprawiła”. Kobieta poskarżyła się na takie zachowanie swojemu bratu. Ten polecił woźnicy przeprosić siostrę i, by go do tego przymusić, wydobył rewolwer. W parobku zawrzała krew. Jak opowiadali później przed sądem świadkowie zdarzenia, Władysław Z. sięgnął po kij dla ewentualnej obrony. Kiedy został on mu wyrwany, a Hanna Z. zaczęła krzyczeć do brata „Strzelaj, na co czekasz!”, chłop zaczął uciekać, ale po drodze, słysząc kolejne pogróżki, przystanął, sięgnął z ziemi kamień i rzucił nim w kierunku hrabiego. Nie trafił, ale rzut ten spowodował natychmiastową reakcję Andrzeja Z. Oddał on strzał z rewolweru, który trafił w plecy uciekiniera. Władysław Z. został zabrany do szpitala, gdzie po kilkutygodniowych męczarniach zmarł, jak orzeczono, na zakażenie krwi.

W grudniu tego samego roku zabójca stanął przed bydgoskim Sądem Okręgowym. Jak twierdził, wystrzelił we własnej obronie, celując w rękę z kamieniem. Wstrząsające wrażenie wywołały przeczytane na sali sądowej zeznania ofiary, Władysława Z., złożone w szpitalu przed śmiercią. Opisał on drobiazgowo krzywdy doznane od swego chlebodawcy. Powołani przez sąd świadkowie jak jeden mąż kreślili bardzo niekorzystny obraz „pana hrabiego”. W ostatnim słowie oskarżony butnie zagroził wszystkim świadkom, że się z nimi policzy za złożenie fałszywych, obciążających go zeznań.

Brawa dla sądu
Wieczorem 14 grudnia 1933 roku sąd wydał wyrok skazujący zabójcę na karę 8 lat pozbawienia wolności, a siostrę - podżegaczkę - na pół roku w zawiasach na trzy lata. Kiedy policjant odprowadzał skazanego do aresztu, na wypełnionej sali sądowej rozległy się oklaski publiczności...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!