
Niklas Barkroth (Lech Poznań)
Jeśli "podebranie" tego filigranowego skrzydłowego Legii to dla Lecha sukces, nie dziwimy się, dlaczego poznański zespół nie poradził sobie w końcówce sezonu. Barkroth miał być zmiennikiem potrafiącym odmienić oblicze każdego spotkania. Zaczęło się nieźle - trzy asysty w pierwszych pięciu meczach. Później było coraz gorzej. Między połową lutego a połową maja zagrał w trzech spotkaniach, w których raz sprokurował rzut karny, a raz przyczynił się do straty dwóch punktów. Ekstraklasa nie potrzebuje takich zawodników.

Patryk Małecki (Wisła Kraków)
Wiele osób wierzyło, że ten sezon będzie należał do "Małego". Poprzednie rozgrywki zakończył z dobrym bilansem, więc pewnym było, że do spółki z hiszpańskim tercetem Llonch-Imaz-Carlitos będzie pasował jak ulał. Okazało się, że konkurencja w składzie jest za mocna, a sam skrzydłowy mówił w mediach o konflikcie z trenerem Carrillo. Oczywiście, prawdą jest, że następca Kiko Ramireza częściej sięga po rodaków, ale może po prostu są lepsi? Jeden gol i dwie asysty (ostatnia we wrześniu!) - to dorobek Małeckiego w tym sezonie.

Eduardo da Silva (Legia Warszawa)
Mieć bogate CV i zagubić się w Ekstraklasie - casus podobny do Milosa Krasicia. Romeo Jozak i Dean Klafurić poszli jednak po rozum do głowy i gdy tylko zobaczyli, że Brazylijczyk przyjechał do Warszawy odcinać kupony, szybko postawili na nim krzyżyk. W efekcie napastnik zagrał nieco ponad 500 minut w lidze, przegrywając miejsce w pierwszym składzie z Jarosławem Niezgodą... i chyba wszystkim wyszło to na dobre.

Deniss Rakels (Lech Poznań/Cracovia)
Gdzie się podział ten napastnik sprzed transferu do Anglii? Chyba został na Wyspach, a w zamian Lech i Cracovia dostały marną podróbkę. Wystarczył jeden sezon na ławce, aby Rakels z postrachu bramkarzy zamienił się w nieporadnego "zapchajdziurę". Dla Lecha zanotował w lidze jedną asystę, dla Cracovii - gola i trzy ostatnie podania. Dla porównania - w sezonie 2015/16 zdobył aż 15 bramek w samej rundzie jesiennej. Jest różnica?