https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Oni teraz będą nami rządzić

Przemysław Przybylski
Psychiatra, urzędnicy i były poseł tworzą zarząd województwa kujawsko-pomorskiego. Jeden z wicemarszałków jest przeciwnikiem Unii Europejskiej, jego kolega z zarządu specjalistą od służb specjalnych. A marszałek? Marszałek Piotr Całbecki jest optymistą.

Psychiatra, urzędnicy i były poseł tworzą zarząd województwa kujawsko-pomorskiego. Jeden z wicemarszałków jest przeciwnikiem Unii Europejskiej, jego kolega z zarządu specjalistą od służb specjalnych. A marszałek? Marszałek Piotr Całbecki jest optymistą.

<!** Image 2 align=right alt="Image 39294" sub="Maciej Eckardt jest autorem kartki pocztowej wyszydzającej UE">Sojusz PO, PiS, PSL i Samoobrony w Sejmiku Województwa Kujawsko-Pomorskiego może i jest przykładem zacierania politycznych różnic. Tylko czy wystarczy kompetencji do sprawnego rządzenia regionem? Stanowiska w zarządzie województwa podzielono bowiem według partyjnego klucza. Platforma, jako najsilniejszy klub, ma marszałka i jego zastępcę, PiS wicemarszałka, a dwie ludowe partie po członku zarządu. Warto przyjrzeć się tym ludziom. To oni przecież przez najbliższe lata będą decydować o najważniejszych sprawach naszego regionu.

Potrafię domagać się swego!

Marszałkowi Piotrowi Całbeckiemu trudno odmówić kompetencji. Jako dyrektor Wydziału Rozwoju i Projektów Europejskich w toruńskim Urzędzie Miasta wykazał się wiedzą i sprawnością w działaniu. W ocenach zarówno przyjaciół, jak i wrogów jawi się on jako fachowy urzędnik samorządowy. Cechą, która u części z nich wzbudza niepokój, jest podatność na wpływy innych osób. Sam marszałek odrzuca obawy, że będzie ulegał naciskom i pozwalał sobą sterować:

- Jestem koncylialny i lubię dochodzić do wspólnych wniosków. Jednak potrafię też mocno domagać się swego - zapewnia Piotr Całbecki.

W jego ocenie skład zarządu województwa został dobrany „optymalnie do sytuacji politycznej, jaka wykształciła się po wyborach samorządowych” i „pozwoli na dobre zarządzanie”. Optymista.

Wicemarszałek Włodzisław Giziński z PO miał długą przerwę w sprawowaniu funkcji publicznych. Może pochwalić się, że zajmował fotel wojewody bydgoskiego, ale było to dawno, bo w połowie lat 90., czyli w zupełnie innych realiach. Wówczas samorządy jeszcze raczkowały, a o funduszach z Unii Europejskiej nikt nie słyszał.

- To był dobry kandydat na marszałka i szkoda, że nim nie został - zachwala wicemarszałka jego partyjny kolega, bydgoski poseł Maciej Świątkowski. Milknie jednak na wspomnienie przychodni.

Chodzi o budynek u zbiegu ulic Chocimskiej i Kościuszki w Bydgoszczy, który kupił Włodzisław Giziński . Przetarg wzbudził wiele wątpliwości, pojawiły się zarzuty, że nie wszystko było do końca czyste. Były wojewoda, który jest lekarzem psychiatrą, urządził w nim klinikę. Działa ona w tym budynku do dziś.

Nagroda za rozłam?

Ciekawa jest również postać drugiego wicemarszałka, Macieja Eckardta. W poprzedniej kadencji był radnym sejmiku z LPR. Porzucił partię razem toruńską posłanką Anną Sobecką, gdy Roman Giertych nie chciał zawiązać koalicji rządowej. Miał kandydować ponownie z list PiS, ale lider Ligi doprowadził do wykreślenia nazwiska Eckardta.

<!** reklama left>Teraz wynagrodzono mu udział w rozłamie LPR stanowiskiem w zarządzie województwa. Pytany, czy odczuwa satysfakcję, że, mimo zabiegów Romana Giertycha, nie wypadł z politycznej gry, mówi, że „nie odbiera tego w tych kategoriach”. Andrzej Dorszewski, były kolega wicemarszałka z LPR i bydgoski radny sejmiku w minionej kadencji, określa Macieja Eckardta „turystą politycznym” i ma żal za zdradę partii.

Jednak nie podróże z partii do partii, ale stosunek wicemarszałka Eckardta do Unii Europejskiej może mieć wpływ na jego zarządzanie regionem. Co tu ukrywać, jest lekko negatywny.

„Elity bowiem bohatersko zajmą się rwaniem unijnego sukna oraz dogadywaniem taktyki z kolegami socjalistami, liberałami czy chadekami. Pilnować będą, czy aby unijne prawo, dopłaty, normy i kontyngenty należycie funkcjonują” - pisał przed trzema laty wicemarszałek. Teraz będzie zabiegał o unijne fundusze i podejmował decyzje o ich podziale. On sam problemu nie widzi:

- Jesteśmy w Unii i nikt tego nie kwestionuje. Tym bardziej ja - zapewnia.

Można tylko domyślać się dlaczego. „Tak, życie w Unii dla naszych elit będzie warte grzechu i dlatego wodzą dziś na pokuszenie naród nieświadomy” - przewidział w 2003 roku Maciej Eckardt, dziś elita.

Skład zarządu uzupełniają przedstawiciele dwóch partii ludowych. PSL desygnowało Zbigniewa Sosnowskiego, byłego posła, który stracił mandat, bo został radnym powiatowym. Nie wiedział, że wybór do samorządu automatycznie pozbawia go prawa do zasiadania w ławach sejmowych. (Pisaliśmy o tej sprawie w poprzednim magazynie). Sosnowskiego nie wybrano starostą brodnickim, ale partia nie dała mu zginąć - wszedł w skład zarządu województwa. Jego doświadczenie poselskie (w Sejmie zasiadał również w poprzedniej kadencji) może być użyteczne. Przez wiele lat był nauczycielem, więc o oświatę można być raczej spokojnym. Chyba, że skupi się na tropieniu układu, bo zasiadał też w Sejmowej Komisji do spraw Służb Specjalnych.

Co do kompetencji Bartosza Nowackiego z mogileńskiej Samoobrony, można mieć poważne wątpliwości. Kiedy w ramach podziału stanowisk w koalicji rządowej został „rzucony” na fotel zastępcy dyrektora Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Toruniu, jego przełożona, Beata Nawrocka mówiła:

- Rzeczywiście nie ma on żadnego doświadczenia na wysokich stanowiskach. Ale ma kwalifikacje do piastowania tego stanowiska.

Jakie? Wcześniej był tylko szeregowym urzędnikiem.

- Dobór zadań dla członków zarządu będzie zależał od ich doświadczenia zawodowego. Nie mam wątpliwości, że mniejsze lub większe doświadczenie kolegów pozwoli na dobre zarządzanie - mówi dyplomatycznie marszałek Całbecki. Optymista po raz drugi.

Marszałek jest optymistycznie nastawiony, bo koalicja ma zdecydowaną większość w sejmiku (27 na 33 radnych) i nie musi obawiać się, że strata jednego czy dwóch radnych będzie zagrożeniem dla sprawowania władzy, jak to było w poprzedniej kadencji. Do tego opozycja, czyli lewica, została postawiona do kąta i nie ma możliwości manewru. Są jednak inne niebezpieczeństwa, które mogą rzutować na pracę samorządu Pomorza i Kujaw.

Toruń kontra Bydgoszcz

- Podziały w sejmiku nie będą partyjne, ale powstaną na linii Bydgoszcz-Toruń - prorokuje poseł Świątkowski.

Potwierdzeniem tych obaw mogą być spory wewnątrz Platformy przy wyborze kandydata na marszałka województwa. Podczas głosowania rady regionalnej jednomyślności nie było. Pojawiły się nawet plotki, że spór jest tak duży, iż będzie musiał rozstrzygać go Donald Tusk. Do tego bydgoscy parlamentarzyści z PO i PiS obiecywali mieszkańcom grodu nad Brdą, że marszałek będzie z Bydgoszczy. Teraz mają problem, jak wytłumaczyć tę porażkę.

- Mamy za to trzy osoby z części bydgoskiej województwa w pięcioosobowym zarządzie - pocieszał się Tomasz Markowski, poseł PiS z Bydgoszczy.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski